czwartek, 10 grudnia 2015

Heaven


Ostrzeżenia: Dla wszystkich, którzy czytają tylko wypowiedzi bohaterów - tu czeka Was tylko jedno zdanie, lepiej się nie fatygować, jest to forma bajki, więc jak ktoś nie przepada...


Mimo iż mojego życia raczej nazwać bajeczką dla dzieci nie powinienem, to spróbuję ubrać ją w nieco bardziej kolorowe barwy. Patrząc na to z tej właśnie strony nie powinienem pisać tego dwuzdaniowego wstępu, tylko zacząć już w tej poprawnej formie, już się poprawiam.

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami i siedmioma rzekami i o, tylko sześcioma polami i zaraz za małą wioską z dużym młynem stał sobie niewielki, błękitny zamek.

Właśnie tam, właśnie w środku tego oto zamku żyła rodzina królewska. Dla wszystkich mieszkańców jasne było, iż są oni szczęśliwi, wolni i nieograniczeni, jednak będąc w jego środku pozwolę sobie przeprowadzić małą korektę.

Król był surowy, zwłaszcza względem swoich dzieci, musiały być one idealnie dopasowane do każdej miarki, inaczej odcinał je od życia poza zamkiem.

A królowa? Cóż, ozdoba króla. Potakiwaczka. Brak własnego zdania. Nie wiem cóż więcej mógłbym powiedzieć o własnej matce, więc przejdę już do młodszego pokolenia. Więc król i królowa mieli dzieci, piękną dwójeczkę, Królewnę i Królewicza.

Większa wiekowo była Królewna, aż o cztery roki przewyższała Królewicza, była wyjątkowo piękna ze swymi złotymi lokami i zielonymi oczami. Z własnego doświadczenia powiem: uroda zdecydowanie nie była jej największym atutem, choć o tym może później. Kiedy mieszkała w zamku ojca była raczej cicha, jakby próbując brać przykład z matki, jednak widać było kiedy na końcu języka miała już zdanie sprzeciwu, a jej zielone oczęta ciemniały w oznace gniewu.

Królewna była bardzo mocno związana ze swym młodszym bratem, właśnie teraz nadchodzi opis tego cudu natury. Szczupły, ciemnobrązowe włosy i oczy koloru letniego nieba. Nie żebym się specjalnie chwalił, ale sam Adonis jest pewnie zazdrosny. Ale coś więcej o mnie, znaczy, tfu, o Królewiczu, już mówię o królewiczu. Był on, przynajmniej do czasu, całkowicie podporządkowany ojcu, przynajmniej do czasu.

Naturalnie pozorną sielankę coś musiało popsuć i nie było to ani nadejście smoka, ani czary złej wiedźmy, ani Bóg wie co jeszcze mógłby ktoś wymyślić. Był to wyjazd królewny za pięć gór i sześć lasów, wyjazd zbyt nagły i niespodziewany, by królewicz mógł uwierzyć w brak wyższej przyczyny. Ale wtedy jeszcze nie wiedział jaka ona mogła być, więc musiał zadowolić się pisaniem listów zamiast rozmowami popołudniowymi i uwolnić się od wszechogarniającej go samotności.

Ale cóż byłaby to za historia gdybym nie wplótł do niej wątku miłosnego, który będzie w stanie przezwyciężyć wszystkie przeciwności, czyż nie? Oh tak, w każdej bajce powinna znaleźć się miłość, szczęśliwe zakończenie, bla bla. Cóż, moja bajka nie będzie może aż tak klasyczna jakbym chciał, jednak szukanie miłości nie będzie próżne, to mogę obiecać.

Trzy lata minęły, a królewicz znalazł sobie niejedno zajęcie, które wynagradzały mu brak siostrzyczki. Za namową rodziców zaczął również rozglądać się za Wybranką Swojego Serca. Po kilkukrotnym przeszukaniem wioski nieopodal w końcu trafił na to, czego szukał i właśnie tak, bez żadnych smoków, wież czy innych przeszkód, zaczął się jego gorący romans numer 1.

Królewicz był szczęśliwy, rodzice nic nie wiedzieli, bo i po cóż było ich informować? Nie liczył, że owa sielanka potrwa wiecznie, ale żeby tylko dwa miesiące? No to już było smutne. Bo wszakże po tym okresie, gdy królewicz i Miłość Życia nr 1 zupełnie nieprzyzwoicie bawili się w jednej z komnat, pewien wicher (zwać go można też Królem, kto co woli) rozwiał miłość Królewicza i pozostawił bawiących się z mnóstwem czerwonych plam. Królewicz został zamknięty w komnacie i miał już nigdy nie zobaczyć Miłości Życia nr 1, choć wtenczas bardziej przejmował się ranami przewlekłymi i brakiem możliwości wyjścia z komnaty.

Cóż, może i faktem było, że Miłość Życia nr 1 (i w zasadzie każda kolejna) nie nosiła sukienek, tudzież spódnic, gorsetów, pantofelek, pończoch ani innych elementów kobiecego stroju. Faktem było, iż żadna Miłość Życia w ogóle nie była kobietą, ale czy to było takie ważne?

Dla Królewicza – nie, a dla Króla – ogromnie.

Zrozpaczony Królewicz nie wiedział cóż ma począć w obecnej sytuacji, więc postanowił nie wychodzić z komnaty dopóki nie otrzyma rady od jedynej osoby, która mogła podnieść go nieco na duchu. Wyłapał więc gołębia i napisał do Królewny.

Odpowiedź nadeszła tak szybko, że zdziwił się, czy gołębie są w stanie tak szybko latać, a nazajutrz drzwi jego komnaty otworzyła złotowłosa piękność, o oczach wręcz czarniejących.

Królewicz przybrał pozycję obronną, wyciągnął z kufra ostrze błyszczące i stanął w roku przygotowany na ewentualne odparcie jakże okrutnego ataku. Jednak dziewczyna zamiast rzucić się na niego z pięściami pokręciła lekko głową i w magiczny sposób pozbawiła go rękojeści po czym nie bacząc na przerażenie w jego oczach najzwyczajniej się do niego przytuliła. Takiż zwrot akcji.

Królewicz był nieco zaskoczony, zdał sobie sprawę, że nigdy nie widział siostry w takim stanie, cóż by się nie działo zawsze była spokojna i wycofana, a tu, o zgrozo, zrobiła coś za co Król niewątpliwie będzie chciał pozbawić ją jej ślicznej główki.

-Cóż, przynajmniej zostanę już jedyną kobietą w twoim życiu, braciszku. - powiedziała cicho odsuwając się od niego. - Skoro tu Król nie jest w stanie przełknąć tego tak jak nieświeżego świniaka, to trzeba zabrać cię gdzieś indziej.

Po milionie gorzkich słów Króla, braku słów Królowej i czarach, które zaczęła rzucać Królewna by mogli wyjść z bratem wolni od zapachu krwi, dwójka najmłodszych byłych mieszkańców zamku Zasiedmiogórosiedmiolasosiedmiorzekosześciopoloiwioskozmłynemgrodu wyjechała w brązowej karocy za pięć gór, sześć lasów, jedno morze i dwa młyny na północ.

Początek życia z dala od zamku i służby był dla Królewicza istną katorgą. Nie było łatwo przejść z ogromnej prywatnej komnaty do małego pokoiku i to jeszcze do podziału z siostrą. Wiedział, że była to sytuacja przejściowa, jednak nie potrafił znieść swych zmartwień. Smutki topił w pracy w polu, tylko tak był w stanie zarobić, pomóc finansowo siostrze i rozwinąć skrzydła nowego życia.

Aż tu nagle gdy Królewna zajmowała się leczeniem rannych, kareta bogatego kupca zboczyła nieco z trasy i koniki miały jakże wygodne przejście po kościstych pleckach Królewicza. Bolało.

Naturalnie zrobiło się nieprzyjemnie, Królewna jako medyczka dała mu zginąć pod końskim kopytem, tylko zwołała wszystkich dostępnych lekarzy z okolicy i wszyscy razem starali się księcia odratować z antybłogiego stanu snu niespowodowanego ukłuciem w wrzecionem.

Obudził się dwa tygodnie później cały w bandażach nie mając najmniejszego pojęcia cóż mogło się wydarzyć. Siostra siedziała obok i nuciła piosenkę, którą zwykli śpiewać w dzieciństwie (ju dont haw tu sej aj low yu, tu sej aj low juuuuu*). Rozczulające. Nie spodziewał się, że go to ruszy, a tu takie zaskoczenie. Zważywszy, że pewien książę, który podczas jakże brutalnego ataku na Królewicza ślęczał w zbrodniczej karecie uprowadzony przez kupca. Jego narzeczona także tam była, ale cóż, to był już niezbyt istotny detalalik łatwy do wycięcia.

Więcej historii o miłości? A proszę bardzo. Nie ma sprawy.

Dzięki bystrym spostrzeżeniu Królewny jak to Królewicz spogląda na sąsiednie łóżko, a raczej jego chwilowego właściciela o nieskazitelnie jasnych włosach (każdy promyk słońca na nich tańczył, nie dało się nie gapić!), jej przebiegły umysł szybko zamknął ich drzwi przed narzeczoną Księcia. Ten nie wydawał się tym pomysłem zbytnio zraniony, nawet śmiał się z jakże zabawnych żarcików Królewicza. Ale w końcu słońce zajść musiało i czary mary pomóc nie mogły i Książę, czyli Miłość Życia nr 2, spakował swój ładunek i wyniósł się ze szpitala.

Na szczęście tylko jedną wioskę dalej.

Co więcej, z Królewną wcale nie było tak dobrze jak mogłoby się wydawać. Przed laty zła matka wrzuciła w jej serce kawałek lodu, przez co bywała czasami troszeczkę jędzowata. Odrobinkę. Bardzo. Mimo tego pewien chłopak z sąsiedztwa odkąd ujrzał ją na swej drodze od razu poczuł jak smakuje prawdziwa miłość. Podążał za nią w niezmiennym uwielbieniu i nic co mówiła nie było w stanie zmienić jego uczuć. Miał tam jedną pannę, już kiedy Królewna łaskawie zgodziła się na przyjaźń, ale owy romans nie trwał zbyt długo. Jak wiadomo jedynym lekarstwem na zły urok jest pocałunek prawdziwej miłości. A jak już chłopak został przeklęty przez złowrogie jabłko i Królewna nie wiedział cóż powinna uczynić, to po prostu złączyła ich usta pozbawiając samej siebie złego uroku, a chłopaka – już teraz byłej dziewczyny. Trochę to trwało i wymagało pomocy Królewicza, ale w końcu zgodziła się oddać jej pierwszej Miłości Życia rękę.

I mogli spotykać się w karczmie w całą czwórkę, Dwie Miłości Życia, Królewicz i Królewna. W karczmie, a później na zamku Księcia, bo przecież w końcu trzeba było zamieszkać razem. A w ilości miejsca w łożach, to Książę nie miał sobie równych.

Morałów z tego jest kilka: kiedy ktoś cię kocha, powinien kochać takim jakim jesteś. Czasami głupi przypadek może doprowadzić cię do wielkiego szczęścia. W zdobyciu miłości najważniejsza jest walka, lekką ręką nie zawsze da się coś osiągnąć. W rodzinie stoi się za sobą murem, niech to nie będzie tylko połączenie z konieczności, ale także z wyboru. Pokazuj swoją własną formę, nie narzuconą z góry, ponieważ jeśli po drodze musiałbyś zgubić część siebie, to chyba niebo nie jest tego warte.**


~♦~  



* Troye Sivan - for him
** Coś co miało być częścią refrenu Heaven Troye'a, ale tak nie do końca mi wyszło, co nie zmienia faktu, że ta piosenka i ten album są doskonałe i już zostaną w moim serduszku

Co do przeprosin - znowu nie pisałam długo, nie wińcie mnie, naprawdę ten ostatni czas był ciężki, jedyne odskocznie to ślub przyjaciółki czy jakieś urodziny. Ale naprawdę nie miałam albo czasu albo weny, to opowiadanie zaczęłam z miesiąc temu ale nie byłam w stanie go dokończyć. Teraz jestem we Wrocławiu u przyjaciółki, bo musiałam odciąć się od nauki, bo moje błędy na maturze rozszerzonej z matematyki były po prostu śmieszne, nie wynikały z braku wiedzy tylko przemęczenia, jak to moja pani powiedziała. Więc wzięłam kilka dni wolnego i wróciłam do pisania. Do końca roku coś na pewno wrzucę, albo tu, albo na innym blogu, w którym piszę opowiadanie See you again, którego tutaj był prolog. Zapraszam i przepraszam;>