piątek, 4 lipca 2014

Aquí estoy, mi amigo.


Najbardziej śmieszyły mnie momenty, kiedy powtarzali „Przecież wiem jaka jesteś”. To takie idiotyczne. Naturalnie przez kilka lat zdążyli poznać pewną część mnie, jednak mówiąc matematycznym językiem był to tylko ułamek, pewna część z całości. Nawet Naty, tutaj moja przyjaciółka, ale również dziewczynka na posyłki, nie miała jak dowiedzieć się o mnie o wiele więcej.

Etykietka już jest przypisana, była w zasadzie już dawno temu, a ja po prostu nigdy nie zamierzałam jej odklejać. Bo i po co? Jaki jest sens w tym by poznawali pozostałe ułanki? Żaden.

Fakt iż jestem blondynką w połączeniu z moim zamiłowaniem do chodzenia w kolorze różowym, albo lamparcich centkach tylko potwierdził ich przypuszczenia. Laleczka barbie. Zarozumiała, pewna siebie, bezduszna, żyjąca na zasadzie „po trupach do celu”. Nie powiem żeby wszystko było zmyślone. Zarozumiała i pewna siebie zawsze byłam, tu nie przeczę. Ale co do bezdusznej i „po trupach do celu” mogłabym spekulować. Lecz nie miałam potrzeby wyprowadzać ich z błędu.

Na tym polegała zabawa. Dla nich zostanę plastikową blondynką i niewiele się zmieni. Dla nich się nie zmienię. Nie pokażę reszty ułamków.

To dziwne, że człowiek może zmienić się w przeciągu sekundy. Pustą laleczką jestem do chwili, w której przekroczę furtkę mojego domu. Dom. Cudowne słowo. Smakujące lodami śmietankowo-czkoladowymi z cukierkową posypką.

Tam jestem po prostu super zdolną dziewczyną. Nie muszę się tym chwalić, bo każdy o tym wie. Nie mam wrogów, więc nie muszę posuwać się do intryg. Tam jestem po prostu sobą. Spokojną sobą.


-Znam ją, Federico, nie wierzę by mogła się zmienić.

No cóż Violu, trochę racji Ci przyznam. Zmienić to ja się nie zmienię. Mogę jedynie odkryć to, co zawsze ukrywałam. Przed nimi rzecz jasna.


Najbardziej lubię wieczory, kiedy mogę odpalić laptopa i wejść na video chat. Naty dostępna. Dużo znajomych ze szkoły również. Ale mnie to nie obchodzi. Nigdy nie obchodziło. Zawsze zjeżdżam tylko na jedno imię czekając aż wreszcie się pojawi. I zawsze to robi.

-Jaki piękny dzień. - powiedział tym razem z lekkim rozbawieniem.

Siedział przed oknem, często mi to robił, bym mogła pooglądać gwiazdy nawet w tak dziwny sposób. Ja siedziałam na łóżku, więc widział mnie, poduchy, etażerkę z kilkoma zdjęciami i gazetami (na kilku zdjęciach sam się znajdował), oraz bukiet białych róż, który dostałam od niego na imieniny.

-Piękny? Co się stało? Czyżby blondynka z kokardką we włosach Cię rzuciła?

-Mnie? Cóż. To, że Emily widziała mnie z Katie, poznałem ją w sumie dzisiaj, spodobałaby Ci się.

-Nie gustuję w dziewczynach.

-Zwłaszcza w blondynkach. Jedna to za dużo?

-Widziała Cię i co?

-Płakała. Zwyzywała mnie. Ale stwierdziła, że mnie kocha i mi wybaczy, jak jej obiecam, że to się nie powtórzy.

-Twoje obietnice nie są nic warte.

-Cóż, to zależy komu je składam.

Kiwnęłam głową. Diego, Diego. Znamy się chyba od zawsze. Przy nim odsłaniam kolejną cząstkę siebie. Ma swoją prywatną, jest podobana do tej domowej, ale z nutką wredoty i sarkazmu. Jesteśmy przyjaciółmi, nic się nie da ukryć. Jestem pewna, że gdyby widział mnie w szkole mógłby się roześmiać. Niby żartujemy w taki sposób, ale to co innego. Przy nim nie muszę być poważna.

-Zobaczysz, jeszcze któraś sprawi Ci lanie. W zemście.

-Lu, czy Ty aby mi nie grozisz?

-Ja? Skądże znowu. Twierdzę, że kiedyś zakochasz się po uszy w jednej z takich blondynek, a ona kopnie Cię w tyłek.

-Życzysz mi tego?

-Może trochę.

Zaśmiał się. Jak zwykle. Zawsze zdaje mi relacje ze swych nowych podbojów miłosnych. Rozmawiamy codziennie koło godziny, dwóch. Do tego często przez telefon.

Po jego wyjeździe niewiele się zmieniło. To było dobre kilka lat temu. Ale wakacje zawsze spędzamy razem, święta bardzo często. Jesteśmy po prostu jak rodzina.

-Teraz Ty opowiadaj o swoich podbojach miłosnych. - rzucił rozsiadając się wygodnie.

-Ja? - uniosłam brwi.

-Tak, Lu.

-Ja nie ma Ci co opowiadać.

-Daj spokój, mnie próbujesz okłamywać? Najsłabsza kamerka nie ukryje Twoich roziskrzonych oczu, głupawego uśmieszku i rumieńców, z pewnością nie spowodowanych makijażem. Już jak tylko rano zadzwoniłaś słyszałem to w Twoim głosie. No mów.

-Ja. Nie. Jestem. Zakochana.

-Nie rozmawiasz z żadnym znajomym ze szkoły. Oni może i by to kupili. Znam Cię zbyt dobrze.

O. Kolejny twierdzi, że mnie zna.

I chyba jako jedyny ma rację.

-Nie jestem zakochana! Na pewno nie w Fede! Dajcie mi już spokój! Ty i Natalia!

Wypaliłam. Oj. Blondynka ze mnie. W sumie nawet nie wiem czy nie zrobiłam tego specjalnie. Może trochę.

-A więc Federico. Opowiedz o tym chłopaku, w którym tak bardzo nie jesteś zakochana.

-Daj spokój, Diego.

-Mi nie powiesz?

-Nie mam o czym mówić.

Zaśmiał się głośno.

-Musisz być nieźle zakochana skoro aż tak to wypierasz.

Pokręciłam głową wywracając oczami.

-Głupi jesteś. Ja zakochana? Ja? Wiesz, nawet nie chce mi się z Tobą rozmawiać.

Podrzuciłam ręką włosy i zrobiłam obrażoną minę.

-Dobra, dobra, nie wkurzaj się. Jak będziesz gotowa to opowiesz. - pokręcił głową śmiejąc się pod nosem.

Prychnęłam głośno. Nie byłam zakochana, więc nie miałam z czego się tłumaczyć. To, że Diego wciąż mówił mi o swoich nowych dziewczynach nie miało nic do rzeczy. On nie był w żadnej zakochany. I ja też nie byłam, co to to nie. Absolutnie nie.

Od dwudziestej pierwszej do północy byliśmy pogrążeni w rozmowie. Trochę ponad dwie godziny (reszta to przerwa na prysznic), a wciąż było o czym rozmawiać.

Kiedy Diego wyjechał czułam się pusto. To było dziwne po wspólnym dzieciństwie tak nagle stracić przyjaciela. Oczywiście obiecaliśmy sobie telefony i tak dalej, ale wiadomo jak to bywa. To nigdy nie jest to samo. Dlatego w sumie teraz mnie dziwi, że on wciąż jest osobą, która zna mnie najlepiej. Ba, nawet moi rodzice nie wiedzą o mnie tyle ile on. Codzienne rozmowy, każde wakacje, święta, ferie, czasami nawet weekendy robią swoje. Przyjaźń na odległość. Widać jest możliwa.


Ale jego głos. Te oczy. To sprawiało, że byłam po prostu oczarowana. Słuchałam jak śpiewa to dla mnie, a kolana po prostu się pode mną uginały. Gdy Federico odstawił gitarę i zostawił mnie samą przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Wyciągnęłam telefon i wybrałam odpowiedni numer.


-Diego... Chyba jestem zakochana.



~fin~


Uf, udało się wstawić to jeszcze przed wyjazdem. Nie ukrywam, nawet podoba mi się ten tekst, jedyne co sobie mogę zarzucić to zmieszanie czasów, ale starałam się żeby było to tak jakby logiczne, jeszcze nad tym popracuję. 
Teraz do Hiszpanii, więc do zobaczenia ;]

2 komentarze: