Kolejny błysk migawki.
Blade światło dawno przestało
oślepiać, jedynie trochę drażniło oczy. Ale już zdążyła do
niego przywyknąć, brązowe tęczówki były ukazane w całej
okazałości, bez zbędnego mrużenia.
-Doskonale. Teraz obróć się w lewo.
Posłusznie wykonała polecenie i
położyła prawą dłoń na biodrze. Kilka pstryknięć później
uśmiechnęła się pokazując rząd białych zębów, potem
pochyliła głowę, dała ręce do tyłu, zgięła kolana.
-Cudownie. Jesteś cudowna. Aparat cię
kocha.
Słyszała to setki razy, ale i tak
zaśmiała się pod nosem. Oczywiście to również zostało
uchwycone na kilku zdjęciach. Wciąż pamiętała jak na pierwszej
sesji fotograf opowiadał jej dowcipy tylko po to, by na fotografiach
widoczny był jej naturalny śmiech. Teraz, po latach, potrafiła
wywołać bardzo podobny bez najmniejszego problemu, nawet w
najgorszy dzień. Świetna przykrywka.
-Mam co trzeba. Dziękuję i do
zobaczenia. - powiedział chowając kamerę. - Za kilka dni wyślę
Ci najlepsze obrobione zdjęcia mailem.
Wieczór zawsze był jej ulubioną porą
dnia. Noszenie ciemnych okularów kiedy słońce dawno zaszło,
poruszanie się ogromnymi czarnymi samochodami, to wszystko było dla
niej jak sen. Błyski fleszy, gdy tylko wysiadła, zdjęcia na
pierwszej stronie gazet. Sława. Na początku wszystko było jak
bajka. A Ludmiła była częścią tej bajki.
Z gracją wyszła z czarnej limuzyny,
odrzuciła do tyłu jeden lok. Przywdziała sztuczny-prawdziwy
uśmiech i sunęła po czerwonym dywanie wysłuchując zewsząd
swojego imienia, próśb o podpis na kartce czy zwykłych pełnych
uwielbienia pisków.
Ciemne okulary były konieczne. Błyski
fleszy potrafiłyby oślepić nawet niewidomego. A jej wzrok po
jednym takim wypadzie bez ciemnej warstwy ochronnej przez kilka dni
dochodził do siebie.
Kroczyła dumnie na szpilkach
podchodząc do ludzi i podpisując im karteczki.
-Też Was kocham!
Tak popularny i mdły tekst, ale zawsze
cisnął jej się na usta. Był odpowiedzią na ich wrzaski. I ona
dobrze o tym wiedziała, dlatego bardzo często go wykorzystywała.
W końcu udało jej się dotrzeć do
ogromnych, złotych drzwi. Posłała obecnej widowni buziaka, za co
została nagrodzona gromkimi brawami, i wreszcie przekroczyła próg.
Nie wiedziała nawet po co takie
przywitanie, przecież była tylko gościem. Dostała pisemne
zaproszenie na „Koncert gwiazd”, zatem ubrana w złotą suknię
pojawiła się w wyznaczonym miejscu.
-Hej piękna. - kilka kroków później
zagadnął ją szatyn i wziął pod rękę.
-Diego. Jak zwykle szarmancki. -
rzuciła ściągając okulary i wkładając je do torebki.
-Wiesz, że świecimy jako para tego
roku? - zaśmiał się.
-Jak nie dasz im swoich sekretów to
wymyślą Ci nowe. - wzruszyła ramionami. - Zawsze mogli mi dać
kogoś gorszego.
-Jakaś Ty miła, Lu. - pokręcił
głową.
Zaprowadził ją na salę i zajęli
miejsca w pierwszym rzędzie. Oczywiście posadzili ich obok siebie,
modela i modelkę, tak, żeby zdjęcia wyszły perfekcyjnie. Koncert
nieco się opóźniał, a im zrobiono już mnóstwo zdjęć. Kolejna
bzdura pojawi się na pierwszych stronach gazet? O, zapewne.
W końcu jakaś młoda dziewczyna
weszła na scenę. Szczupła blondynka o ślicznym uśmiechu. Ludmiła skrzywiła się nieznacznie.
Teraz takie dziewczyny stają się
sławne, kiedy któraś odbierze mi to, co moje?
Niestety musiała
przyznać, że blondynka spisuje się nieźle. Zapowiedziała
najbliższy występ profesjonalnie, ale nie nudno. Oczywiście
pomogły jej w tym efekty specjalne na koniec, ale to i tak nie
poprawiło młodej Ferro humoru.
No i się zaczęło.
Kolejne zapowiadane
gwiazdy muzyki z całego świata. O kilku z nich Ludmiła w ogóle
nie słyszała, kilku kojarzyła. Ale byli też tacy, których znała
bardzo dobrze, nie tylko same utwory, co ludzi. Wiadomo, będąc
sławnym nietrudno spotkać się ze swoimi idolami.
Śpiewała z
widowni razem z nimi, czasami wstawała by trochę potańczyć.
Paparazzi uwieczniali każdą taką scenkę, bo przecież dlaczego
cały świat miałby nie wiedzieć, czego słucha taka gwiazda?
W końcu na scenie
pojawił się Federico Pasquarelli. Nie, żeby się tego nie
spodziewała. Znała chłopaka nie tylko ze szkoły. Często pojawiał
się w gazetach, a jego piosenki krążyły w radio, które tak
uwielbiała słuchać, głównie jadąc samochodem.
Miała ochotę
wstać i potańczyć, aczkolwiek nie uważała by było to stosowne.
Miała już dość zdjęć, a i nie chciała by chłopak widział jej
zachwyt nad jego talentem. Przynajmniej tutaj. Po co to komu. Uśmiechała się tylko siedząc w fotelu i nucąc piosenki.
Zauważyła, że
Federico co trochę na nią zerkał, jakby się nad czymś
zastanawiał. I chyba los dał jej tę przyjemność, by dowiedzieć
się nad czym.
Gdy zaczął się
zbliżać otworzyła szeroko oczy i przestała nucić. Wyglądała
trochę na przerażoną, a rzeczywiście była bardzo przerażona.
Błagała by się wycofał, kilku fotografów i tak celowało w nią
obiektywem. Ale on wzrok „idź sobie, nie chcę, nie!”
odczytał bardziej jako „no pokaż co potrafisz”,
zeskoczył ze sceny i przy słowach „Viene con me, viene con me*”
dał jej niewielką białą różę wyciągniętą z kieszeni
marynarki. Wyraz jej twarzy zmienił się nieco z przestraszonej na
zdziwioną i zauroczoną. Chłopak puścił jej buziaka i wrócił na
scenę. Dopiero wtedy zauważyła jak rozkrzyczeli się ludzie i
przybyli paparazzi. Jak na początku było przy niej i Diego dwóch,
tak teraz dołożyli jeszcze z pięciu, by zrobić jej zdjęcie z
podarowanym kwiatkiem. Po prostu bosko.
Jako modelka
wiedziała co robić. Uśmiechała się do zdjęć co trochę
zerkając na piosenkarza. Wysłała mu mordercze spojrzenie i
uśmiechała się dalej.
-Zrobił to
specjalnie? - Diego zaśmiał się jej do ucha.
-Tak. - kiwnęła
głowa. - Na pewno.
Po koncercie jak
zwykle odprowadził ją do samochodu. Zdążyła przywdziać ciemne
okulary, a tłumy dziennikarzy na zewnątrz wciąż zadawali pytania,
na które ona nie zamierzała odpowiadać. Wolała udać się
bezpiecznie do domu. Zmieniła zdanie dopiero, gdy dostała SMS-a.
Westchnęła
cierpiętniczo i podała kierowcy nowy-stary adres. Nowy, bo zmieniły
się plany, a stary, ponieważ woził ją tam co najmniej dwa razy w
tygodniu.
Wyskoczyła z
samochodu jak zwykle mówiąc mu, że nie zajmie jej to dużo czasu.
Szła spokojnie kilka minut, aż dotarła do małej, nic nie
znaczącej dla ludzkości restauracji.
Wybierali ją,
ponieważ i szef, i personel, i klienci byli starszymi ludźmi, co
najmniej po pięćdziesiątce. Tacy nie interesowali się za bardzo
życiem gwiazd, a oni i tak przychodzili tam najczęściej w
normalnych ubraniach, więc nie było mowy o żadnym skandalu.
Teraz nie było tak
ciekawie. Ludmiła miała na sobie złotą, błyszczącą sukienkę,
szpilki i nienaganny makijaż. A do samej restauracji musiała iść
pieszo. Modliła się, by nikt jej nie zobaczył, czy tym bardziej
nie usłyszał tupotania butów. I jej modły zostały wysłuchane.
Weszła do lokalu
dość zdenerwowana i zdezorientowana. Rozejrzała się po sali.
-O, dobry wieczór,
panienko. - zagadnął ją uśmiechnięty kelner. - Jak panienka
pięknie wygląda. Ten panienki chłopak to szczęściarz, naprawdę.
Siedzi tam w rogu.
Uśmiechnęła się
do niego serdecznie, podziękowała i podreptała w wyznaczone
miejsce. Zauważyła go, a uśmiech po prostu cisnął jej się na
twarz. Starała się go ukryć, ale kiedy wstał by ją przytulić,
nie dała już rady. Po chwili w jego ramionach dała mu buziaka w
policzek (ślad po pięknej szmince został) i usiadła naprzeciwko.
-Zamówiłeś już
coś? - zapytała biorąc kartę do ręki.
-Tak. To co lubisz.
- kiwnął głową.
Westchnęła i
odłożyła kartę. Poprawiła włosy i spojrzała w oczy swojego
chłopaka.
-A teraz mi powiedz
co to miało być tam na koncercie. - powiedziała poważnie.
Zaśmiał się.
-Co? Róża ci się
nie podobała?
Zmarszczyła brwi i
zacisnęła wymalowane, czerwone usta.
-Dobra, dobra. -
ułożył ręce w obronnym geście. - Nie mogłem się powstrzymać.
-Powinieneś. Teraz
będą nas mieć na językach. Nie po to spotykamy się tutaj od
roku, by zaczęli odkrywać to przez jedną różę.
-Czasami żałuję,
że jesteśmy sławni. Nie możemy normalnie wyjść za ręce, bo
zaraz trafi to na pierwsze strony gazet. - westchnął.
-A ja uwielbiam
sławę. Zawsze o tym marzyłam. Ale chciałabym wyjechać na jakiś
czas, w jakieś miejsce gdzie nikt nas nie zna. Zaznać choć na
chwilę tego innego życia. Mieszkać sobie w domu z ogrodem
różanym... -rozmarzyła się.
-I ze mną
oczywiście.
-I z tobą,
oczywiście.
Chwilę później
kelner przyniósł posiłek. Uśmiechnęła się widząc jedno ze
swoich ulubionych dań. Fede zawsze wiedział co ona lubi. Wiedział,
że dla niej czerwone róże od zawsze przegrywały z delikatnością
białych, a arbuzy były prawdziwym darem od Boga.
Było już bardzo
późno, w restauracji nie było nikogo poza nimi i zdawało się, że
właściciel czeka z zamknięciem tylko na ich wyjście. Nie chcieli
im robić problemów. Głównie dlatego, że spędzając tu tak dużo
czasu bardzo polubili obsługę. Nawet Ludmiła.
Pożegnali się
więc z kelnerem i wyszli na zewnątrz trzymając się za ręce.
Zwykle po tych spotkaniach spacerowali, ale w obecnych strojach i o
tej porze nie było to dla nich zbyt dobrym rozwiązaniem. Pożegnali
się więc kilkanaście metrów od restauracji i obydwoje poszli
swoimi drogami. Przynajmniej można tak powiedzieć. Wiedziała, że
idzie kilkanaście metrów za nią, by być pewnym, że bezpiecznie
dotrze do samochodu. I nigdy nie przyznała się do tej wiedzy.
Idąc tak przed
siebie zauważyła dziewczynę i chłopaka, którzy całowali się na
ławce, na podwórku pomiędzy blokami. Na jednym z balkonów
któregoś bloku krzyczała na oko czterdziestoletnia kobieta, by
córka wróciła już do domu.
-Szczęściara. -
powiedziała pod nosem. - Tylko godzina może ją od niego oddzielić.
I nie mówiąc nic
więcej wróciła do samochodu.
Następnego dnia
rano obudził ją dzwonek do drzwi. Zeszła na dół i otworzyła
drzwi w szlafroku przykrywającym koszulę nocną.
-Witaj, Lu. - W
pełni ubrany Diego niemalże wprosił się do jej mieszkania.
-Witaj. Czyżbyś
nie miał nic w lodówce i przyszedł opróżnić moją? - uniosła
brwi.
-Niee. Chociaż.. -
zastanowił się chwilę, po czym podreptał do kuchni.
Oparła się o blat
i patrzyła, jak jej przyjaciel przegląda zawartość dużej,
srebrnej lodówki.
-Mam coś dla
Ciebie. - wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki gazetę złożoną
na tysiąc części.
-Jak ty cokolwiek
tam mieścisz? - uniosła brwi.
-Ta kieszeń jest
jak torebka Hermiony. - zaśmiał się.
-Chciałbyś. -
wywróciła oczami i zaczęła rozkładać gazetę. Jej uwagę
przykuła pierwsza strona. Niewiele myśląc zaczęła czytać
nagłówek na głos.- „Czy róża stanie pomiędzy Ludmiłą a
Diego? Czyżby dziewczyna zdradzała przystojnego aktora z włoskim
piosenkarzem?”. Oj, mogli się bardziej nad tym tytułem
postarać. - prychnęła.
Chłopak zaśmiał
się zabierając coś z jej lodówki.
-Nie mów, że to
Cię dziwi, Lu.
-Nie mówię. Oni
to już z nas małżeństwo zrobili. A to... To przecież był tylko
kwiatek.
-Nieprawda. Spójrz
jak się na siebie gapicie. To bardziej przykuło ich uwagę. Zobacz
zdjęcia. - wskazał.
-Ciebie też widać.
Bynajmniej nie wyglądasz na zazdrosnego. - powiedziała poprawiając
włosy.
-Wywalamy? -
zapytał otwierając szafkę, pod którą znajdował się śmietnik.
-Dokładnie.
Kiwnęła głową,
podeszła kilka kroków i wyrzuciła gazetę do śmietnika.
-Mam jeszcze coś
dla Ciebie. - powiedział wyciągając z kieszeni białą kopertę.
-A to skąd
wziąłeś?
-Dobrałem się do
Twojej skrzynki pocztowej. - wzruszył ramionami.
-Ty się już chyba
zbyt pewnie czujesz w moim domu. - pokręciła głową.
-No, otwórz ten
list. Pewnie od twojego kochasia.
-Pewnie tak.
Otworzyła kopertę
i wyciągnęła zapisaną kartkę. Przeczytała uśmiechając się
pod nosem i co chwilę się śmiejąc. Nie zważała w ogóle na
pytający wzrok przyjaciela. W końcu złożyła kartkę na pół i
spojrzała na Diego.
-Podasz mi walizkę?
Leży na górnej półce w szafie.
-Wybierasz się
gdzieś?
-Tak. Spędzę
miesiąc w ogrodzie różanym. - odparła przygryzając wargę i
uśmiechając się delikatnie.
~fin~
Inspiracja: Taylor Swift - The lucky one
Viene con me, viene con me* - chodź ze mną, chodź ze mną
Nika, jeśli jakimś cudem to czytasz to proszę Cię nie opuszczaj swojego bloga. Stęskniłam się za Twoimi historiami. Nie zostawiaj mnie tak, kto będzie mi o Fedemili pisał? ;*
Jestem nawet zadowolona z tej historii, jakoś przypadła mi do gustu. Postaram się do tygodnia wstawić coś nowego i trochę zmienić wygląd menu głównego. Zobaczymy co z tego będzie. Do zobaczenia ;)
La linda historia;)
OdpowiedzUsuń