Rutyna milionera wcale nie była taka
zła. Nawet chodzenie do pracy ze świadomością, że za jeden dzień
zarobisz setki tysięcy galeonów bardzo poprawiała czarodziejowi
humor. A Draco zawsze miał smykałkę do interesów. Ryzykował
zakładając firmę już ze splamionym nazwiskiem, ale żadna z jego
obaw się nie sprawdziła. Firma ruszyła, zatrudniał pracowników,
najpierw kilku, potem kilkudziestu, a teraz już kilkuset. Każdy
wydany galeon zwracał się z ogromnym zyskiem. Wydasz jednego,
dostaniesz 15, w lepsze dni nawet może i ze 100. Żyła złota.
Szedł ogromnymi, białymi niczym śnieg
schodami tylko po to, by zaraz wsiąść do windy. Czy to miało
sens? Nie bardzo. Ale chodzenie po nich dawało mu obraz tego, jak
wielki się stał. Patrząc na główny hol swojej firmy widział
pieniądze. Patrząc na swój gabinet – widział pieniądze. Nawet
patrząc na swą piękną, seksowną narzeczoną widział pieniądze.
Swoje pieniądze. Wszystko było jego.
Wszedł do windy i wcisnął odpowiedni
guziczek. Srebrne drzwiczki zamknęły się i całość zaczęła
lecieć do góry. Kilka godzin pracy, potem lunch i mały numerek z
jakąś prostytutką na parkingu pod firmą i wszyscy gotowi do
pracy. Lubił tę rutynę. Nawet bardzo.
-Dzień dobry, panie Malfoy. - młoda,
na oko dwudziestoośmioletnia czarownica skinęła przed nim głową.
-Dzień dobry, Evy. - odparł
zatrzymując się w jej gabinecie. - Jest coś do mnie?
Evy była złotą kobietą. W pełni
zasługiwała na swoją, niemałą zresztą, pensję sekretarki. Ba,
jaka sekretarka tyle zarabia? Ale była zawsze i wszędzie kiedy jej
potrzebował. Jak ktoś chciał wejść do jego gabinetu nieumówiony
to stała przed nim niczym gruby mur miotający zaklęciami. Zawsze
pilnowała spotkań, terminów i jeszcze nigdy nie zdarzyła jej się
żadna pomyłka. Złota kobieta.
-Tak. - kiwnęła głową. - Pan Zabini
przyjdzie za 20 minut w sprawie jakiegoś nowego kontraktu. Powiedział, że na wieczór mam panu zarezerwować czas na spotkanie
właśnie jeśli chodzi o jego podpisanie, bo na pewno pan się
zgodzi. I jeszcze ma pan kilka rozmów o podwyższenie, albo
obniżenie cen akcji, ale to jak pan będzie miał czas to proszę
dać mi znać.
Przytaknął lekko.
-Jesteś nieoceniona. - posłał jej
lekki, minimalny uśmiech i udał się do drzwi swojego gabinetu.
Jego świat. Jego miejsce. Jego dobytek.
Gabinet tonął w bieli, ściany,
dywan, nawet meble były nieskazitelnie białe, a niekiedy szklane
(jak ogromne biurko). Uwielbiał to miejsce. Te ogromne na całą
ścianę okna. Czasami stawał przed nimi i patrzył z góry na
biegających po ulicy ludzi. Żałosne, zawsze wtedy myślał.
Biegniecie, by nie dobiec do niczego.
Usiadł w ogromnym, białym fotelu,
który jego pracownicy zwali 'tronem', i odpalił nowoczesny
komputer. Położył różdżkę specjalnym miejscu na biurku. I
zajął się pracą.
Aż dokładnie 20 minut później biała
lampka zaświeciła się na zielony kolor. Zmrużył oczy, a drzwi
otworzyły się wpuszczając do środka nikogo innego jak Blaise'a
Zabiniego.
-Czołem, Smoku. - uśmiechnął się
ciemnoskóry podchodząc do Dracona.
-Witaj, Zabini. - odparł lekko
blondyn.
Uścisnęli sobie dłonie, Blaise
usiadł naprzeciwko niego.
-Streszczaj się, Stary, mam robotę. -
powiedział Malfoy odkładając komputer.
Wyciągnął tylko jakieś kartki i
samopiszące pióro. Tak było lepiej, nie musiał się skupiać na
słowach swojego wspólnika. To pióro załatwiało sprawę
pozostawiając na kartce tylko najważniejsze informacje.
-Dobra, to przejdę do konkretów. Jest
szansa na wykaraskanie się z naszych problemów.
-A jakie my niby mamy problemy? - Draco
uniósł brwi.
-Nie rób z siebie blondyna z kawałów
o blondynach. - Blaise pokręcił głową. - Z kasą nie mamy, na
razie przynajmniej. Ale wiesz jak piszą o nas w gazetach. „Dziwki,
alkohol i kasa. Zero profesjonalizmu. Egoiści myślący tylko o tym,
jak wydoić z Ciebie pieniądze! Uciekaj!”
-Dobra, dobra. Ale co nam może pomóc?
Te pismaki i tak mają wszystko w dupie. No, jestem ciekaw co
zaproponujesz.
-Wiesz, jakbyś przekazał część
pieniędzy...
-Inny pomysł. - przerwał od razu.
Blaise zaśmiał się gorzko.
-Może chociaż pozbądź się tych
dziwek. Masz narzeczoną, Astoria to zajebista laska.
-Wiem. - Malfoy wzruszył ramionami. -
Ale tutaj jest milion zajebistych lasek. A każda z nich jest taka
sama. Tak samo zajebista. Tylko kasa. Myślisz, że czemu Astoria ze
mną jest? Bo mam kasę, jestem przystojny, czystej krwi i układa
nam się w łóżku. Ma w dupie, że sypiam z dziwkami o ile może
korzystać z mojej karty kredytowej.
-Dobra, dobra. Zostawmy Astorię w
spokoju. Pomyśl o tych dziwkach.
-Moi pracownicy zgłoszą strajk,
wiesz, że zawsze z nimi sypiają po lunchu. Nawet Ty!
-To tylko luźna propozycja. - Blaise
uniósł ręce w obronnym geście. - A jeśli chodzi o moją ofertę
to natknąłem się na firmę, która zajmuje się magicznymi
stworzeniami. Byli zainteresowani moją propozycją. A dotyczyła ona
tego, żeby zapłacić im niezłą sumkę...
-Ile?
-Nie gorączkuj się, to jest do
uzgodnienia. I inne elementy także, dlatego ich przedstawiciel,
który może być piękną kobietą z długimi nogami, przyjdzie tu
dzisiaj uzgodnić z Tobą szczegóły. - zakończył z uśmiechem
zwycięzcy opierając się lekko o fotel.
-Dobra, Blaise, wszystko pięknie i
ładnie, ale nie widzę korzyści dla siebie.
-Jak w gazetach zrobi się głośno, a
zrobi się, już ja się o to postaram, o Twoim hojnym datku na
jakieś tam stworzenia, to odpieprzą się od Twoich interesów. Jak
teraz Cię nienawidzą, to potem będziesz im ewentualnie obojętny.
A ludzie? Ludzie będą częściej tu przyłazić, zwłaszcza obrońcy
tych magicznych stworzeń i płacić Ci niemałe pieniądze. Wszystko
się zwróci. Pomyśl ile razy wam odmówili po tym jak w proroku
ukazywał się artykuł o naszej firmie? Ile kasy przez to
straciliśmy. W huja. Więc nie bądź skąpcem i zrób coś z tym w
końcu.
-Ale dlaczego, kurwa, jakimś
zwierzętom a nie ludziom?
-Bo ludzie to niewdzięczne sukinsyny,
zedrą z Ciebie tyle, że zostaniesz bez grosza a i tak będą
powtarzać, że dałeś mało. - wywrócił oczami. - I znając
Ciebie, Draco, nie wiem czy chciałbyś płacić na ludzi
niewiadomego pochodzenia. Na szlamy czy charłaków.
-Wygrałeś. Dobra, niech przyjdzie o
17, pogadam i może coś ustalę. Ale nie ciesz się zbyt wcześnie.
Jeszcze nic nie podpisałem.
-Dobra, dobra. - Blaise pokręcił
głową. - Spadam do roboty. Przekażę im. Do zobaczenia, Smoku.
-Do zobaczenia, Zabini.
Jak tylko drzwi się zamknęły
sprawdził co zapisało samopiszące pióro. Godzina spotkania była
dwukrotnie podkreślona, wszystkie wulgaryzmy wycięte, a cele ładnie
napisane. Idealnie. To sobie zostawi. Puścił kartkę by poleciała
do odpowiedniej szafki, wziął komputer i pracował dalej.
~~~
Lampka zapaliła się na zielono.
Zmusił się do oderwania wzroku od komputera. Spojrzał na zegarek.
16:59. Przedstawiciel miał być o 17! A u niego 17 oznaczała
dokładnie 17:00, a nie minutę przed! Ale drzwi nie przekroczył
nikt mu nieznany, tylko cudowna Evy, jego nieoceniona sekretarka.
-Panie Mafoy, jakaś kobieta do pana.
Mówi, że jest przedstawicielką „Biura Ochrony Magicznych Stworzeń, Nawet Tych Jeszcze Nieodkrytych”.
Draco zaklął pod nosem nad idiotyzmem
nazwy, ale potem posłusznie kiwnął głową.
-Tak, tak, wiem, proszę ją wpuścić.
- powiedział bardzo spokojnie odkładając komputer.
Sekretarka posłusznie skinęła głową
i wróciła na miejsce. Kilkanaście sekund później lampka znowu
się zaświeciła. Równo o 17:00. Ma dziewczyna farta.
Podniósł wzrok i nieco zamarł. Ku
nie mu szedł nie kto inny, jak dziwaczka z Ravenclaw – Luna
Lovegood
w fioletowej spódnicy przed kolano, bordowych butach i
ciemnoczerwonej bluzce. Zawsze myślał, że na takie
spotkania się przychodzi chociażby w granacie, czerni i bieli, a
nie we wszystkich kolorach tęczy. Ale to była Lovegood, czego mógł
się spodziewać.
-Dzień dobry, panno Lovegood. -
powiedział nieco sztywno. Cóż, praca zobowiązywała do
uprzejmości.
-Dzień dobry, Draco. - odparła
melodyjnie.
Ucałował ją w rękę, tak jak to
robił z każdą kobietą, chociaż przeklął ją już w momencie,
gdy powiedziała do niego po imieniu.
Jednak musiał przyznać, że wyglądała
kwitnąco. Tak, to było odpowiednie słowo. Włosy błyszczały,
twarz promieniała. Nabrała kobiecych cech i bardzo jej to służyło.
Gdyby przyszła w czarnej mini... Oj, kilku pracowników na pewno
starałoby się po nią sięgnąć.
Ale to nadal była ta wariatka ubrana
jak dziecko. Lepiej nie myśleć o niej w innych kategoriach.
-Zatem jaką cenę pa... em,
proponujesz. - westchnął. Wiedział, że ona przeszła już na
„ty”, a wyglądałoby to niezbyt ładnie gdyby on też
tego nie zrobił.
Uśmiechnęła się delikatnie.
-Mamy trochę inny pomysł. -
powiedziała ciepło. - Proponujemy za dodatkowe pieniądze sprzedać
Wam trochę naszych magicznych stworzeń. Niektóre nie są
przystosowane do życia w lasach, są nauczone niewoli i nie dały by
sobie same rady.
-Bez tej akcji z naszym datkiem? -
zmrużył oczy.
-Bardziej chodzi o to, żeby ten datek
wpłynął na te zwierzęta żyjące w lasach, a kilku naszych
podopiecznych możemy Wam przekazać.
To może nieźle wyglądać w
gazetach, pomyślał.
-A ile miałoby być tych zwierząt?
Dziewczyna odgarnęła włosy z czoła.
-Cóż, musiałabym się przejść po
całym budynku i poszukać dla nich odpowiednich miejsc. - wywrócił
oczami słysząc jej słowa, ten budynek miał kilkadziesiąt pięter
- Sterylnych. I oczywiście musisz nam zagwarantować, że będą one
bezpieczne.
-Od kiedy robisz w tym interesie? -
powiedział na chwilę zmieniając temat i patrząc na nią ostro.
-Od trzech miesięcy. - odparła
spokojnie.
-I już Cię wysyłają w tak ważnej
sprawie? - uniósł brwi.
Bezczelność. Nie traktowali go
poważnie, albo chcieli po prostu wyłudzić pieniądze. W co Blaise
go wpakował? Chociaż nie wierzył, by mała Lovegood mogła go
oszukać. Chociaż ta słodka buźka mogła być przykrywką...
-Ufają mi. - wzruszyła ramionami. -
Odkąd skończyłam Hogwart zajęłam się pomaganiem zwierzętom. Byłam na misji w lasach tropikalnych, ale gdy pewien wąż użądlił
mojego partnera i ten zmarł, postanowiłam wrócić. Miałam
doświadczenie, więc poszłam do tej organizacji. Polecili mnie
ludzie i tak zaczęłam pracę. Od tygodnia jestem zastępcą
kierownika, uwielbiam moją pracę i mam szczęście. - powiedziała
z uśmiechem i dumą.
Draco kiwnął głową, ale jakoś tego
nie kupił. Albo zrobiła coś za to stanowisko, albo polecił ją
ktoś wpływowy. No nieważne.
-Okej. - westchnął. - Zatem ile
będzie mnie to kosztowało?
Zabrała pióro leżące najbliżej
oraz kartkę. Zapisała na niej liczbę kończącą się na kilka
zer. Draco spojrzał na przekazany mu kawałek papieru. Spojrzał na
nią, na jej uśmiech, westchnął.
-Dobra.
~~~
Od tego momentu Luna Lovegood była
bardzo częstym gościem w miejscu pracy Dracona Malfoya. Ponieważ
budynek był duży, a ona musiała znaleźć miejsca odpowiednie dla
jej cudownych maleństw, postanowiła sprawdzić dokładnie każdy
kąt.
To odciągało Dracona od pracy, bo
musiał, albo może i nie musiał, chodzić za nią krok w krok,
sprawdzać jej machnięcia różdżką, zapiski na karteczkach oraz
weryfikować każde słowo.
Zawsze patrzył w co była ubrana.
Zawsze kolorowo. Zielono, żółto, bordowo, różowo, w setki
wzorków i kolorków. Wyróżniała się bardzo na tle szarych, czy
czarno-białych ludzi pracujących dla niego.
Nie zawsze rozmawiali o pracy. Czasami
pytał jak było w dżungli, jak zmarł Rolf, a ona spokojnie
odpowiadała. Wiedział, że wtedy przeżyła jego śmierć, ale
teraz jest jej już lepiej, bo wpadła w wir pracy. Praca jej pomogła
odpocząć od myśli, a jemu zdobyć to czego zawsze pragnął –
pieniędzy i władzy.
Pamiętał jak pierwszy raz chodził za
nią po biurze. Trzy metry z tyłu, by nikt nie pomyślał, że jest
jego gościem, uciekające spojrzenie, a na każde jej pytanie
odpowiadał zdawkowo. A ludzie, jak to ludzie, i tak gadali.
W następny dzień nieco zmniejszył
odległość, wciąż starał się zmusić ją by mówiła do niego
na „pan”, choć wiedział, że takowe starania spełzną na
niczym. I się nie pomylił.
W następny dzień byli na piętrze, na
którym nie było zbyt wielu ludzi, zatem mógł zmusić się by iść
obok niej i normalnie z nią porozmawiać. Nie było źle. Więc
następnym razem też szedł obok, i następnym też. I tak już
zostało.
Rozmawiali coraz swobodniej, coraz
mniej mu przeszkadzały spojrzenia ludzi. Słuchał coraz więcej
historii, ona coraz więcej o jego życiu. Nawet nie zauważył kiedy
ostatnio w porze lunchu był na dziwkach, bo raczej jadał z nią w
specjalnej sali.
Problemem była praca, bo siedząc z
nią nie wykonywał swoich. Musiał zostawać sporo po godzinach, w
zasadzie do późnej nocy, co bardzo, ale to bardzo nie podobało się
jego narzeczonej.
-Nie możesz zatrudnić kogoś, kto
będzie jej pilnował?! - warknęła pewnego razu.
Mógł, a jakże. Mógł zatrudnić
nawet całą ekipę. Ale nie chciał.
-Musi być wszystko tak jak ja to
widzę. - odparł. - Przyzwyczaj się albo spieprzaj.
Pewnie by i wyszła, ale miała za dużo
do stracenia. Kartę kredytową głównie. Nawet nie zauważała, że
on miał powoli jej dość.
Wiedział, że jej wizyty w końcu się
skończą. Zostały jej dwa piętra, potem trochę czasu na
zorganizowanie całej akcji i przywiezienie stworzeń. A potem
zniknie.
Wiedział też, że jego sekretarka
zorganizuje imprezę za podpisanie świetnego kontraktu, na którym
jej nie może zabraknąć. Ale musiało zabraknąć Astorii.
Może nie było to zbyt miłe, ale w
domu odebrał jej najważniejszą dla niej rzecz na świecie – jego
kartę kredytową. Zostawił za to pierścionek i setki tysięcy
ubrań, więc naprawdę nie miała na co narzekać.
Wyprowadziła się
dość szybko, więc jeden problem był już z głowy.
-Ej Blaise. - zagadnął go raz w
stołówce.
-Co? - ciemnoskóry zmarszczył lekko
brwi.
-Pamiętasz jak mówiłem, że każda
kobieta jest taka sama?
-No, coś kojarzę.
-Cofam to. - uśmiechnął się lekko
patrząc na spacerującą po firmie Lunę.
-No, są też wariatki, które pasują
do Munga. - Blaise pokęcił głową.
-Zabini. Ja chyba zwariowałem. I sam
się tam nadaję.
~~~
W ostatni dzień przechadzał się z
blondynką po gabinetach na ostatnim piętrze. Nie było tam wiele do
roboty, kilka egzotycznych rybek i jakieś jaszczurki. Blaise dziwnie
na nich spoglądał gdy odwiedzali jego gabinet, uśmiechał się pod
nosem, ale uparcie milczał, czym doprowadzał Malfoya do białej
gorączki.
-No, chyba skończyłam. - dziewczyna
odetchnęła głęboko wychodząc z gabinetu ciemnoskórego.
-Świetna robota, kiedy możemy
spodziewać się tych zwierząt?
-Najpierw przywiozą ich domki, żeby
miały gdzie żyć. - powiedziała spokojnie dziewczyna. - Będę tu
wpadać i sprawdzać, czy je karmicie, czyścicie domki i ogólnie
czy o nie dbacie. Albo kogoś będę przysyłać.
-Wpadaj, jesteś tu zawsze mile
widziana.
-Moja mama mówiła, że jak ktoś Cię
zaprasza, to największym błędem jest pozostawić go bez
odpowiedzi. Zatem mówię, że kiedyś na pewno się zjawię. -
uśmiechnęła się. -Do widzenia, Draco.
-Do zobaczenia, Luna.
~~~
Nawet nie wiedział, czy blondynka
przyjdzie na imprezę. Trochę bał się w czym, widział, jak szła
raz na bal u Slughorna z Potterem i sukienka... oj, była dziwna.
Ale przemógł się i nie ubrał
żadnego garnituru. Aż dziwnie mu było w błękitnej koszuli bez
marynarki. Czarne spodnie, takie dżinsopodobne. Czuł się naprawdę
inaczej. Nie pamiętał kiedy ostatnio wychodził gdzieś nie w
garniturze. I bez nawet najmniejszej ilości żelu do włosów
(normalnie dawał tylko odrobinkę, by się układały). Ale w
sumie... Czemu nie.
Evy zarezerwowała miejsce w bardzo
modnym lokalu. I do tańca, i do zabawy. W jednej sali, najbardziej
obleganej przez jego ludzi, tańczyły striptizerki, w innej robiły
prywatne pokazy, ale on podszedł do baru i zamówił sobie drinka.
Spojrzał na parkiet. Nie minęła sekunda gdy znalazł to, czego
szukał.
Tańczyła w kolorowym topie z jakimś
nadrukiem, rozpuszczonymi włosami. Nie widział nic więcej, ale
wiedział, że ma na sobie ciemnoniebieską spódniczkę i jaskrawe
buty na niewysokich obcasach. Nawet tańczyła po swojemu, zupełnie
inaczej niż inni. Niektórzy (niewątpliwie z jego pracy) wytykali
ją palcami, ale on patrzył na nią z niemałym podziwem. Była taka
inna.
Nie myśląc wiele dokupił kolorowego
drinka i zaczął się do niej przeciskać.
-Panie Malfoy, niezwykle dziękujemy za
ten datek na naszą organizację, za tę hojność... - podeszła do
niego jakaś kobieta, podekscytowana jak mało kto. Jakby już była
wypita.
-Tak, tak, nie ma za co.
Przytaknął lekko i nim zdążyła
cokolwiek powiedzieć on ruszył dalej, w stronę parkietu.
-Może coś do picia? - zapytał
podsuwając jej napój.
Uśmiechnęła się, podziękowała i
zajęła się piciem. Po stuknięciu oczywiście.
Odstawił gdzieś szklanki, wziął ją
za ręce i pociągnął głębiej. Tańczył, a raczej próbował, bo
to nie był jeden z miliona jego talentów. Przynajmniej mogła się
z niego pośmiać. Próbował naśladować jej ruchy, a jego
pracownicy gapili się tak, jakby nie mogło być nic bardziej
dziwnego. No tak, ich wiecznie sztywny i ułożony szef podryguje
niczym małpa na parkiecie.
Ale udało mu się. Czasami leciały
wolne kawałki, w których mógł być tylko z nią w ramionach.
Rozmawiali na ucho co jakiś czas, śmiali się lekko, choć i
Malfoya był to głównie delikatny uśmiech. Ale zdarzyło mu się
pocałować ją kilka razy w tańcu. A ona nie oponowała. W ogóle.
Nie zabrał jej potem do domu, musiał
pamiętać, że ona jest inna niż każda z dziewczyn, z którymi
miał do tej pory do czynienia. Ale to mu się podobało, nawet taka
rutyna milionera stała się czymś ciekawszym.
~~~
-Dzień dobry, tu Biuro Ochrony
Magicznych Stworzeń, Nawet Tych Jeszcze Nieodkrytych, przy
telefonie Luna Lovegood, w czym mogę pomóc?
-Cześć, tu Draco Malfoy.
-O, część. Coś nie tak? Dzisiaj
mieli być zakładać domy dla stworzeń, za dwa do trzech dni już
je otrzymacie...
-Nie, ot nie to. Słuchaj, jakbym
chciał jeszcze jedno stworzenie to byłby problem? Mogę dopłacić.
-Ale gdzie?
-W moim gabinecie.
-Nie, nie ma problemu. Zaraz zadzwonię
i powiem, żeby przygotowali jeszcze jeden domek. A jakie to ma być
stworzenie?
-Wąż. Tylko nie jadowity, nie chcę
kusić losu. - zaśmiał się cicho.
-Oj, chyba nie myślisz, one kąsają
każdego.
-Że aż każdego to może nie. Ale
może to być każdy Twój partner, więc nie chcę ryzykować.
-Zatem zwiesz się moim partnerem?
-Być może jeszcze nie teraz, ale to
mój kolejny cel. Mam artykuł w gazecie, mam przychylność prasy, dobrego przyjaciela, firmę i pieniądze. Tylko Ciebie i
niejadowitego węża mi jeszcze brakuje.
-Czyżbyś zapraszał mnie na randkę?
-O ile włożysz coś kolorowego, to
owszem.
~fin~
Uff, to chyba moje najdłuższe opowiadanie tutaj publikowane. Wiedziałam, że będę pisała coś w tym stylu, bo akurat sięgnęłam po "Wilka z Wall Street" i jak na razie książka mnie naprawdę porwała. Cóż mogę dodać, mam nadzieję, że w wakacje jeszcze coś wcisnę, będę się bardzo starać.
A i taka prośba: jakbyście chcieli coś konkretnego, np. Lunę i Draco czy nawet coś czego tu nie było to napiszcie w komentarzu. Na pewno wezmę to pod uwagę ;>
Do zobaczenia ;*
Mimo, że Draluna to jeden z najbardziej abstarkcyjnych parringów, Ty dosknale sobie z tym poradziłaś :)
OdpowiedzUsuńTa miniaturka była taka słodka, cudowna i bardzo przyjemnie się ją czytało :3
„Biuro Ochrony Magicznych Stworzeń, Nawet Tych Jeszcze Nieodkrytych” mnie rozwaliło XD
Pozdrawiam i zapraszam do mnie <3
https://w-chmurach-milosci.blogspot.com/
Dziękuję bardzo ;>
UsuńTen blog to dramione? Nie masz o jakimś innym parringu? To jest chyba jedyny z całego Pottera, którego nie jestem w stanie przyjąć xd
Świetna miniaturka! *-*
OdpowiedzUsuńJa to bym z chęcią, przeczytała coś o Ginny i Draco, bo nigdzie nie mogę nic z nimi znaleźć oprócz moich bazgrołów. Xd
Pozdrawiam i weny! :*