niedziela, 24 sierpnia 2014

Świat pracy może być niczym las tropikalny


Rutyna milionera wcale nie była taka zła. Nawet chodzenie do pracy ze świadomością, że za jeden dzień zarobisz setki tysięcy galeonów bardzo poprawiała czarodziejowi humor. A Draco zawsze miał smykałkę do interesów. Ryzykował zakładając firmę już ze splamionym nazwiskiem, ale żadna z jego obaw się nie sprawdziła. Firma ruszyła, zatrudniał pracowników, najpierw kilku, potem kilkudziestu, a teraz już kilkuset. Każdy wydany galeon zwracał się z ogromnym zyskiem. Wydasz jednego, dostaniesz 15, w lepsze dni nawet może i ze 100. Żyła złota.

Szedł ogromnymi, białymi niczym śnieg schodami tylko po to, by zaraz wsiąść do windy. Czy to miało sens? Nie bardzo. Ale chodzenie po nich dawało mu obraz tego, jak wielki się stał. Patrząc na główny hol swojej firmy widział pieniądze. Patrząc na swój gabinet – widział pieniądze. Nawet patrząc na swą piękną, seksowną narzeczoną widział pieniądze. Swoje pieniądze. Wszystko było jego.


Wszedł do windy i wcisnął odpowiedni guziczek. Srebrne drzwiczki zamknęły się i całość zaczęła lecieć do góry. Kilka godzin pracy, potem lunch i mały numerek z jakąś prostytutką na parkingu pod firmą i wszyscy gotowi do pracy. Lubił tę rutynę. Nawet bardzo.

-Dzień dobry, panie Malfoy. - młoda, na oko dwudziestoośmioletnia czarownica skinęła przed nim głową.

-Dzień dobry, Evy. - odparł zatrzymując się w jej gabinecie. - Jest coś do mnie?

Evy była złotą kobietą. W pełni zasługiwała na swoją, niemałą zresztą, pensję sekretarki. Ba, jaka sekretarka tyle zarabia? Ale była zawsze i wszędzie kiedy jej potrzebował. Jak ktoś chciał wejść do jego gabinetu nieumówiony to stała przed nim niczym gruby mur miotający zaklęciami. Zawsze pilnowała spotkań, terminów i jeszcze nigdy nie zdarzyła jej się żadna pomyłka. Złota kobieta.

-Tak. - kiwnęła głową. - Pan Zabini przyjdzie za 20 minut w sprawie jakiegoś nowego kontraktu. Powiedział, że na wieczór mam panu zarezerwować czas na spotkanie właśnie jeśli chodzi o jego podpisanie, bo na pewno pan się zgodzi. I jeszcze ma pan kilka rozmów o podwyższenie, albo obniżenie cen akcji, ale to jak pan będzie miał czas to proszę dać mi znać.

Przytaknął lekko.

-Jesteś nieoceniona. - posłał jej lekki, minimalny uśmiech i udał się do drzwi swojego gabinetu. Jego świat. Jego miejsce. Jego dobytek.

Gabinet tonął w bieli, ściany, dywan, nawet meble były nieskazitelnie białe, a niekiedy szklane (jak ogromne biurko). Uwielbiał to miejsce. Te ogromne na całą ścianę okna. Czasami stawał przed nimi i patrzył z góry na biegających po ulicy ludzi. Żałosne, zawsze wtedy myślał. Biegniecie, by nie dobiec do niczego.

Usiadł w ogromnym, białym fotelu, który jego pracownicy zwali 'tronem', i odpalił nowoczesny komputer. Położył różdżkę specjalnym miejscu na biurku. I zajął się pracą.

Aż dokładnie 20 minut później biała lampka zaświeciła się na zielony kolor. Zmrużył oczy, a drzwi otworzyły się wpuszczając do środka nikogo innego jak Blaise'a Zabiniego.

-Czołem, Smoku. - uśmiechnął się ciemnoskóry podchodząc do Dracona.

-Witaj, Zabini. - odparł lekko blondyn.

Uścisnęli sobie dłonie, Blaise usiadł naprzeciwko niego.

-Streszczaj się, Stary, mam robotę. - powiedział Malfoy odkładając komputer.

Wyciągnął tylko jakieś kartki i samopiszące pióro. Tak było lepiej, nie musiał się skupiać na słowach swojego wspólnika. To pióro załatwiało sprawę pozostawiając na kartce tylko najważniejsze informacje.

-Dobra, to przejdę do konkretów. Jest szansa na wykaraskanie się z naszych problemów.

-A jakie my niby mamy problemy? - Draco uniósł brwi.

-Nie rób z siebie blondyna z kawałów o blondynach. - Blaise pokręcił głową. - Z kasą nie mamy, na razie przynajmniej. Ale wiesz jak piszą o nas w gazetach. „Dziwki, alkohol i kasa. Zero profesjonalizmu. Egoiści myślący tylko o tym, jak wydoić z Ciebie pieniądze! Uciekaj!”

-Dobra, dobra. Ale co nam może pomóc? Te pismaki i tak mają wszystko w dupie. No, jestem ciekaw co zaproponujesz.

-Wiesz, jakbyś przekazał część pieniędzy...

-Inny pomysł. - przerwał od razu.

Blaise zaśmiał się gorzko.

-Może chociaż pozbądź się tych dziwek. Masz narzeczoną, Astoria to zajebista laska.

-Wiem. - Malfoy wzruszył ramionami. - Ale tutaj jest milion zajebistych lasek. A każda z nich jest taka sama. Tak samo zajebista. Tylko kasa. Myślisz, że czemu Astoria ze mną jest? Bo mam kasę, jestem przystojny, czystej krwi i układa nam się w łóżku. Ma w dupie, że sypiam z dziwkami o ile może korzystać z mojej karty kredytowej.

-Dobra, dobra. Zostawmy Astorię w spokoju. Pomyśl o tych dziwkach.

-Moi pracownicy zgłoszą strajk, wiesz, że zawsze z nimi sypiają po lunchu. Nawet Ty!

-To tylko luźna propozycja. - Blaise uniósł ręce w obronnym geście. - A jeśli chodzi o moją ofertę to natknąłem się na firmę, która zajmuje się magicznymi stworzeniami. Byli zainteresowani moją propozycją. A dotyczyła ona tego, żeby zapłacić im niezłą sumkę...

-Ile?

-Nie gorączkuj się, to jest do uzgodnienia. I inne elementy także, dlatego ich przedstawiciel, który może być piękną kobietą z długimi nogami, przyjdzie tu dzisiaj uzgodnić z Tobą szczegóły. - zakończył z uśmiechem zwycięzcy opierając się lekko o fotel.

-Dobra, Blaise, wszystko pięknie i ładnie, ale nie widzę korzyści dla siebie.

-Jak w gazetach zrobi się głośno, a zrobi się, już ja się o to postaram, o Twoim hojnym datku na jakieś tam stworzenia, to odpieprzą się od Twoich interesów. Jak teraz Cię nienawidzą, to potem będziesz im ewentualnie obojętny. A ludzie? Ludzie będą częściej tu przyłazić, zwłaszcza obrońcy tych magicznych stworzeń i płacić Ci niemałe pieniądze. Wszystko się zwróci. Pomyśl ile razy wam odmówili po tym jak w proroku ukazywał się artykuł o naszej firmie? Ile kasy przez to straciliśmy. W huja. Więc nie bądź skąpcem i zrób coś z tym w końcu.

-Ale dlaczego, kurwa, jakimś zwierzętom a nie ludziom?

-Bo ludzie to niewdzięczne sukinsyny, zedrą z Ciebie tyle, że zostaniesz bez grosza a i tak będą powtarzać, że dałeś mało. - wywrócił oczami. - I znając Ciebie, Draco, nie wiem czy chciałbyś płacić na ludzi niewiadomego pochodzenia. Na szlamy czy charłaków.

-Wygrałeś. Dobra, niech przyjdzie o 17, pogadam i może coś ustalę. Ale nie ciesz się zbyt wcześnie. Jeszcze nic nie podpisałem.

-Dobra, dobra. - Blaise pokręcił głową. - Spadam do roboty. Przekażę im. Do zobaczenia, Smoku.

-Do zobaczenia, Zabini.

Jak tylko drzwi się zamknęły sprawdził co zapisało samopiszące pióro. Godzina spotkania była dwukrotnie podkreślona, wszystkie wulgaryzmy wycięte, a cele ładnie napisane. Idealnie. To sobie zostawi. Puścił kartkę by poleciała do odpowiedniej szafki, wziął komputer i pracował dalej.


~~~


Lampka zapaliła się na zielono. Zmusił się do oderwania wzroku od komputera. Spojrzał na zegarek. 16:59. Przedstawiciel miał być o 17! A u niego 17 oznaczała dokładnie 17:00, a nie minutę przed! Ale drzwi nie przekroczył nikt mu nieznany, tylko cudowna Evy, jego nieoceniona sekretarka.

-Panie Mafoy, jakaś kobieta do pana. Mówi, że jest przedstawicielką „Biura Ochrony Magicznych Stworzeń, Nawet Tych Jeszcze Nieodkrytych”.

Draco zaklął pod nosem nad idiotyzmem nazwy, ale potem posłusznie kiwnął głową.

-Tak, tak, wiem, proszę ją wpuścić. - powiedział bardzo spokojnie odkładając komputer.

Sekretarka posłusznie skinęła głową i wróciła na miejsce. Kilkanaście sekund później lampka znowu się zaświeciła. Równo o 17:00. Ma dziewczyna farta.

Podniósł wzrok i nieco zamarł. Ku nie mu szedł nie kto inny, jak dziwaczka z Ravenclaw – Luna Lovegood
w fioletowej spódnicy przed kolano, bordowych butach i ciemnoczerwonej bluzce. Zawsze myślał, że na takie spotkania się przychodzi chociażby w granacie, czerni i bieli, a nie we wszystkich kolorach tęczy. Ale to była Lovegood, czego mógł się spodziewać.

-Dzień dobry, panno Lovegood. - powiedział nieco sztywno. Cóż, praca zobowiązywała do uprzejmości.

-Dzień dobry, Draco. - odparła melodyjnie.

Ucałował ją w rękę, tak jak to robił z każdą kobietą, chociaż przeklął ją już w momencie, gdy powiedziała do niego po imieniu.

Jednak musiał przyznać, że wyglądała kwitnąco. Tak, to było odpowiednie słowo. Włosy błyszczały, twarz promieniała. Nabrała kobiecych cech i bardzo jej to służyło. Gdyby przyszła w czarnej mini... Oj, kilku pracowników na pewno starałoby się po nią sięgnąć.

Ale to nadal była ta wariatka ubrana jak dziecko. Lepiej nie myśleć o niej w innych kategoriach.

-Zatem jaką cenę pa... em, proponujesz. - westchnął. Wiedział, że ona przeszła już na „ty”, a wyglądałoby to niezbyt ładnie gdyby on też tego nie zrobił.

Uśmiechnęła się delikatnie.

-Mamy trochę inny pomysł. - powiedziała ciepło. - Proponujemy za dodatkowe pieniądze sprzedać Wam trochę naszych magicznych stworzeń. Niektóre nie są przystosowane do życia w lasach, są nauczone niewoli i nie dały by sobie same rady.

-Bez tej akcji z naszym datkiem? - zmrużył oczy.

-Bardziej chodzi o to, żeby ten datek wpłynął na te zwierzęta żyjące w lasach, a kilku naszych podopiecznych możemy Wam przekazać.

To może nieźle wyglądać w gazetach, pomyślał.

-A ile miałoby być tych zwierząt?

Dziewczyna odgarnęła włosy z czoła.

-Cóż, musiałabym się przejść po całym budynku i poszukać dla nich odpowiednich miejsc. - wywrócił oczami słysząc jej słowa, ten budynek miał kilkadziesiąt pięter - Sterylnych. I oczywiście musisz nam zagwarantować, że będą one bezpieczne.

-Od kiedy robisz w tym interesie? - powiedział na chwilę zmieniając temat i patrząc na nią ostro.

-Od trzech miesięcy. - odparła spokojnie.

-I już Cię wysyłają w tak ważnej sprawie? - uniósł brwi.

Bezczelność. Nie traktowali go poważnie, albo chcieli po prostu wyłudzić pieniądze. W co Blaise go wpakował? Chociaż nie wierzył, by mała Lovegood mogła go oszukać. Chociaż ta słodka buźka mogła być przykrywką...

-Ufają mi. - wzruszyła ramionami. - Odkąd skończyłam Hogwart zajęłam się pomaganiem zwierzętom. Byłam na misji w lasach tropikalnych, ale gdy pewien wąż użądlił mojego partnera i ten zmarł, postanowiłam wrócić. Miałam doświadczenie, więc poszłam do tej organizacji. Polecili mnie ludzie i tak zaczęłam pracę. Od tygodnia jestem zastępcą kierownika, uwielbiam moją pracę i mam szczęście. - powiedziała z uśmiechem i dumą.

Draco kiwnął głową, ale jakoś tego nie kupił. Albo zrobiła coś za to stanowisko, albo polecił ją ktoś wpływowy. No nieważne.

-Okej. - westchnął. - Zatem ile będzie mnie to kosztowało?

Zabrała pióro leżące najbliżej oraz kartkę. Zapisała na niej liczbę kończącą się na kilka zer. Draco spojrzał na przekazany mu kawałek papieru. Spojrzał na nią, na jej uśmiech, westchnął.

-Dobra.


~~~


Od tego momentu Luna Lovegood była bardzo częstym gościem w miejscu pracy Dracona Malfoya. Ponieważ budynek był duży, a ona musiała znaleźć miejsca odpowiednie dla jej cudownych maleństw, postanowiła sprawdzić dokładnie każdy kąt.

To odciągało Dracona od pracy, bo musiał, albo może i nie musiał, chodzić za nią krok w krok, sprawdzać jej machnięcia różdżką, zapiski na karteczkach oraz weryfikować każde słowo.

Zawsze patrzył w co była ubrana. Zawsze kolorowo. Zielono, żółto, bordowo, różowo, w setki wzorków i kolorków. Wyróżniała się bardzo na tle szarych, czy czarno-białych ludzi pracujących dla niego.

Nie zawsze rozmawiali o pracy. Czasami pytał jak było w dżungli, jak zmarł Rolf, a ona spokojnie odpowiadała. Wiedział, że wtedy przeżyła jego śmierć, ale teraz jest jej już lepiej, bo wpadła w wir pracy. Praca jej pomogła odpocząć od myśli, a jemu zdobyć to czego zawsze pragnął – pieniędzy i władzy.

Pamiętał jak pierwszy raz chodził za nią po biurze. Trzy metry z tyłu, by nikt nie pomyślał, że jest jego gościem, uciekające spojrzenie, a na każde jej pytanie odpowiadał zdawkowo. A ludzie, jak to ludzie, i tak gadali.

W następny dzień nieco zmniejszył odległość, wciąż starał się zmusić ją by mówiła do niego na „pan”, choć wiedział, że takowe starania spełzną na niczym. I się nie pomylił.

W następny dzień byli na piętrze, na którym nie było zbyt wielu ludzi, zatem mógł zmusić się by iść obok niej i normalnie z nią porozmawiać. Nie było źle. Więc następnym razem też szedł obok, i następnym też. I tak już zostało.

Rozmawiali coraz swobodniej, coraz mniej mu przeszkadzały spojrzenia ludzi. Słuchał coraz więcej historii, ona coraz więcej o jego życiu. Nawet nie zauważył kiedy ostatnio w porze lunchu był na dziwkach, bo raczej jadał z nią w specjalnej sali.

Problemem była praca, bo siedząc z nią nie wykonywał swoich. Musiał zostawać sporo po godzinach, w zasadzie do późnej nocy, co bardzo, ale to bardzo nie podobało się jego narzeczonej.

-Nie możesz zatrudnić kogoś, kto będzie jej pilnował?! - warknęła pewnego razu.

Mógł, a jakże. Mógł zatrudnić nawet całą ekipę. Ale nie chciał.

-Musi być wszystko tak jak ja to widzę. - odparł. - Przyzwyczaj się albo spieprzaj.

Pewnie by i wyszła, ale miała za dużo do stracenia. Kartę kredytową głównie. Nawet nie zauważała, że on miał powoli jej dość.

Wiedział, że jej wizyty w końcu się skończą. Zostały jej dwa piętra, potem trochę czasu na zorganizowanie całej akcji i przywiezienie stworzeń. A potem zniknie.

Wiedział też, że jego sekretarka zorganizuje imprezę za podpisanie świetnego kontraktu, na którym jej nie może zabraknąć. Ale musiało zabraknąć Astorii.

Może nie było to zbyt miłe, ale w domu odebrał jej najważniejszą dla niej rzecz na świecie – jego kartę kredytową. Zostawił za to pierścionek i setki tysięcy ubrań, więc naprawdę nie miała na co narzekać. 

Wyprowadziła się dość szybko, więc jeden problem był już z głowy.

-Ej Blaise. - zagadnął go raz w stołówce.

-Co? - ciemnoskóry zmarszczył lekko brwi.

-Pamiętasz jak mówiłem, że każda kobieta jest taka sama?

-No, coś kojarzę.

-Cofam to. - uśmiechnął się lekko patrząc na spacerującą po firmie Lunę.

-No, są też wariatki, które pasują do Munga. - Blaise pokęcił głową.

-Zabini. Ja chyba zwariowałem. I sam się tam nadaję.


~~~


W ostatni dzień przechadzał się z blondynką po gabinetach na ostatnim piętrze. Nie było tam wiele do roboty, kilka egzotycznych rybek i jakieś jaszczurki. Blaise dziwnie na nich spoglądał gdy odwiedzali jego gabinet, uśmiechał się pod nosem, ale uparcie milczał, czym doprowadzał Malfoya do białej gorączki.

-No, chyba skończyłam. - dziewczyna odetchnęła głęboko wychodząc z gabinetu ciemnoskórego.

-Świetna robota, kiedy możemy spodziewać się tych zwierząt?

-Najpierw przywiozą ich domki, żeby miały gdzie żyć. - powiedziała spokojnie dziewczyna. - Będę tu wpadać i sprawdzać, czy je karmicie, czyścicie domki i ogólnie czy o nie dbacie. Albo kogoś będę przysyłać.

-Wpadaj, jesteś tu zawsze mile widziana.

-Moja mama mówiła, że jak ktoś Cię zaprasza, to największym błędem jest pozostawić go bez odpowiedzi. Zatem mówię, że kiedyś na pewno się zjawię. - uśmiechnęła się. -Do widzenia, Draco.

-Do zobaczenia, Luna.


~~~


Nawet nie wiedział, czy blondynka przyjdzie na imprezę. Trochę bał się w czym, widział, jak szła raz na bal u Slughorna z Potterem i sukienka... oj, była dziwna.

Ale przemógł się i nie ubrał żadnego garnituru. Aż dziwnie mu było w błękitnej koszuli bez marynarki. Czarne spodnie, takie dżinsopodobne. Czuł się naprawdę inaczej. Nie pamiętał kiedy ostatnio wychodził gdzieś nie w garniturze. I bez nawet najmniejszej ilości żelu do włosów (normalnie dawał tylko odrobinkę, by się układały). Ale w sumie... Czemu nie.

Evy zarezerwowała miejsce w bardzo modnym lokalu. I do tańca, i do zabawy. W jednej sali, najbardziej obleganej przez jego ludzi, tańczyły striptizerki, w innej robiły prywatne pokazy, ale on podszedł do baru i zamówił sobie drinka. Spojrzał na parkiet. Nie minęła sekunda gdy znalazł to, czego szukał.

Tańczyła w kolorowym topie z jakimś nadrukiem, rozpuszczonymi włosami. Nie widział nic więcej, ale wiedział, że ma na sobie ciemnoniebieską spódniczkę i jaskrawe buty na niewysokich obcasach. Nawet tańczyła po swojemu, zupełnie inaczej niż inni. Niektórzy (niewątpliwie z jego pracy) wytykali ją palcami, ale on patrzył na nią z niemałym podziwem. Była taka inna.

Nie myśląc wiele dokupił kolorowego drinka i zaczął się do niej przeciskać.

-Panie Malfoy, niezwykle dziękujemy za ten datek na naszą organizację, za tę hojność... - podeszła do niego jakaś kobieta, podekscytowana jak mało kto. Jakby już była wypita.

-Tak, tak, nie ma za co.

Przytaknął lekko i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć on ruszył dalej, w stronę parkietu.

-Może coś do picia? - zapytał podsuwając jej napój.

Uśmiechnęła się, podziękowała i zajęła się piciem. Po stuknięciu oczywiście.

Odstawił gdzieś szklanki, wziął ją za ręce i pociągnął głębiej. Tańczył, a raczej próbował, bo to nie był jeden z miliona jego talentów. Przynajmniej mogła się z niego pośmiać. Próbował naśladować jej ruchy, a jego pracownicy gapili się tak, jakby nie mogło być nic bardziej dziwnego. No tak, ich wiecznie sztywny i ułożony szef podryguje niczym małpa na parkiecie.

Ale udało mu się. Czasami leciały wolne kawałki, w których mógł być tylko z nią w ramionach. Rozmawiali na ucho co jakiś czas, śmiali się lekko, choć i Malfoya był to głównie delikatny uśmiech. Ale zdarzyło mu się pocałować ją kilka razy w tańcu. A ona nie oponowała. W ogóle.

Nie zabrał jej potem do domu, musiał pamiętać, że ona jest inna niż każda z dziewczyn, z którymi miał do tej pory do czynienia. Ale to mu się podobało, nawet taka rutyna milionera stała się czymś ciekawszym.


~~~


-Dzień dobry, tu Biuro Ochrony Magicznych Stworzeń, Nawet Tych Jeszcze Nieodkrytych, przy telefonie Luna Lovegood, w czym mogę pomóc?

-Cześć, tu Draco Malfoy.

-O, część. Coś nie tak? Dzisiaj mieli być zakładać domy dla stworzeń, za dwa do trzech dni już je otrzymacie...

-Nie, ot nie to. Słuchaj, jakbym chciał jeszcze jedno stworzenie to byłby problem? Mogę dopłacić.

-Ale gdzie?

-W moim gabinecie.

-Nie, nie ma problemu. Zaraz zadzwonię i powiem, żeby przygotowali jeszcze jeden domek. A jakie to ma być stworzenie?

-Wąż. Tylko nie jadowity, nie chcę kusić losu. - zaśmiał się cicho.

-Oj, chyba nie myślisz, one kąsają każdego.

-Że aż każdego to może nie. Ale może to być każdy Twój partner, więc nie chcę ryzykować.

-Zatem zwiesz się moim partnerem?

-Być może jeszcze nie teraz, ale to mój kolejny cel. Mam artykuł w gazecie, mam przychylność prasy, dobrego przyjaciela, firmę i pieniądze. Tylko Ciebie i niejadowitego węża mi jeszcze brakuje.

-Czyżbyś zapraszał mnie na randkę?


-O ile włożysz coś kolorowego, to owszem.



~fin~ 


Uff, to chyba moje najdłuższe opowiadanie tutaj publikowane. Wiedziałam, że będę pisała coś w tym stylu, bo akurat sięgnęłam po "Wilka z Wall Street" i jak na razie książka mnie naprawdę porwała. Cóż mogę dodać, mam nadzieję, że w wakacje jeszcze coś wcisnę, będę się bardzo starać. 
A i taka prośba: jakbyście chcieli coś konkretnego, np. Lunę i Draco czy nawet coś czego tu nie było to napiszcie w komentarzu. Na pewno wezmę to pod uwagę ;>
Do zobaczenia ;*

3 komentarze:

  1. Mimo, że Draluna to jeden z najbardziej abstarkcyjnych parringów, Ty dosknale sobie z tym poradziłaś :)
    Ta miniaturka była taka słodka, cudowna i bardzo przyjemnie się ją czytało :3
    „Biuro Ochrony Magicznych Stworzeń, Nawet Tych Jeszcze Nieodkrytych” mnie rozwaliło XD
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie <3
    https://w-chmurach-milosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ;>
      Ten blog to dramione? Nie masz o jakimś innym parringu? To jest chyba jedyny z całego Pottera, którego nie jestem w stanie przyjąć xd

      Usuń
  2. Świetna miniaturka! *-*
    Ja to bym z chęcią, przeczytała coś o Ginny i Draco, bo nigdzie nie mogę nic z nimi znaleźć oprócz moich bazgrołów. Xd
    Pozdrawiam i weny! :*

    OdpowiedzUsuń