piątek, 19 września 2014

Masz koszmary? Położę się obok Ciebie, ale czy tak nie będzie jeszcze straszniej? *


-Dzieciak miał wszystko i to pewnie dlatego zszedł na złą drogę.

-Ale widziałaś jego dom? Któż to widział, żeby tak wielką posiadłość zostawiać nastolatkowi.

-Do domu dziecka iść powinien.

-A dlaczego nie poszedł?

-Podobno przekupił. Wie pani, jak to jest z tą naszą policją.

-Cóż podobnego...

-Dzieciak sam w tym domu, bez rodziców i wyrósł na takiego...

-Podobno sam podpalił. Do szpitala psychiatrycznego go zabrali.

-I bardzo dobrze. Bardzo dobrze. To mu wyjdzie na zdrowie. Jest młody, jeszcze ma szansę mieć normalne życie. I ma młodzian szczęście.

-I ma też prośbę, by panie przestały wtykać nos w jego sprawy i zajęły się w końcu sobą. - chłopak w krótkich, jasnych włosach spojrzał na świergolące kobiety z odrazą w oczach.

Ciemnozielone oczy były zmrużone, nieco zakryte jasną grzywką. Rękawy marynarki nie były w stanie ukryć bandaży na dłoniach, ale chłopak nie próbował nawet tego zrobić. Prychnął pod nosem patrząc na kobiety, po czym odwrócił się i poszedł spokojnie do pozostałości swojego domu. Minął ogrodzenie bez większego problemu, trudniejsze było przeprawienie się przez pokrytą gruzami ścieżkę prowadzącą prosto do drzwi wejściowych willi. Z których już nic nie pozostało.

W zasadzie nieco śmieszył go taki stan rzeczy. Jeszcze kilka dni temu miał wszystko. Teraz zostały mu tylko pieniądze, pieniądze i nic więcej. Bezwartościowe papierki, za które mógł kupić sobie wszystko. Wszystko i nic. Wciąż bezwartościowe.


Mijał głazy, drzwi i wszystkie inne utrudnienia. Szedł prosto w stronę swojej starej sypialni.

-Po co mi zostawili tak wielki dom? - powiedział sam do siebie. - Taki pusty.


Dotarł do wybranego miejsca, obejrzał się dookoła i oczyma wyobraźni ujrzał stare łóżko, biurko i ogromną szafę. Widział zegar wybijający każdą sekundę i małą kukułkę zwiastującą ważniejsze wydarzenia. Widział ogromny, brązowy dywan, na którym zdarzało mu się podsypiać co jakiś czas.

Patrzył dookoła i obraz stopniowo się rozmywał pozostawiając miejsce zimnej pustce, pozostawiając tylko ślady pozostawione przez płomienie.

-Mówiłeś, że jestem władcą piekieł, czy właśnie tak wygląda piekło?

Cisza. Ten dręczący pusty dźwięk nawiedzający go co dzień i co noc. Odkąd nie miał kto mu odpowiadać czuł się gorzej niż kiedykolwiek.

-Czemu nie spłonąłem? Czemu wyszło z tego tylko poparzenie drugiego stopnia? Powiedz mi, jak to jest możliwe?

Przygryzł wargę i usiadł na brudnej ziemi, nie zważając na to, że bez wątpienia pobrudzi swoje białe spodnie. Westchnął i popatrzył w górę.

Na niebie była tylko jedna, biała, jasna chmurka. Akurat leciała w stronę słońca, prawię się z nim stykając. Reszta nieba była czysta jak łza.

-Dlaczego tam nie trafię? Ty już pewnie tam jesteś. Czekasz? Przecież się nie doczekasz, kochany...

Zmrużył oczy i poprawił kamizelkę. Ręce piekły go niemiłosiernie ale i tak nie mógł wyjść z podziwu, że ucierpiał tylko w ten sposób.

-To aż dziwne. Potrafię sprawić, że giną ludzie wokół mnie, a sam nie mogę umrzeć. Wyjaśnisz mi to?

Wziął do ręki mały kamyczek i rzucił go przed siebie.

-To nie Twoja wina, Will, przecież to był wypadek. - zaśmiał się sztywno sam do siebie. - To nie Twoja wina, Will, przecież ta dziewczynka sama wbiegła Ci pod koła. - odrzucił głowę do tyłu. - To nie Twoja wina, Will, ten mężczyzna był stary i na pewno nie zszedł na zawał przez Ciebie. Chociaż zginął tuż po tym jak wyszedłeś z jego domu wrzeszcząc, że odbierzesz mu wszystko. I cóż, chcąc nie chcąc, zabrałeś. To przecież nie Twoja wina, Will, ten chłopak nie utopił się przez Ciebie. Nie? No powiedz, czy to nie ja namówiłem Cię do tamtej kąpieli? Albo chociaż nie powiedziałem „daj spokój, tu jest niebezpiecznie”, a jakbyś nie posłuchał to zawsze mogłem inaczej, „Choć, chętnie zrobię Ci masaż, a potem kto wie...”... - zachichotał i przygryzł dolną wargę.

Chmura zdążyła minąć słońce i uciekać daleko, daleko stąd.

-Dlaczego ludzie giną, gdy są obok mnie?

Prychnął otwierając lekko oczy.

-Nawet ten lekarz w szpitalu nie wiedzieć czemu dźgnął się skalpelem. Dlaczego?

Pokręcił lekko głową.

-A kiedy chciałem zginąć w pięknym otoczeniu, w ogniu, chciałem przywyknąć do czegoś takiego to co? Gówno. Jakim cudem ten ogrodnik wyciągnął mnie z tego, o właśnie tego miejsca?! To nie moja wina, że sam ma teraz poparzoną twarz i stek blizn? Co za brednie.

Odetchnął i zaczął mielić w dłoniach czarny pył.

-Albo Bóg robi mi psikusy i jest to kara za wszystkie grzechy. -westchnął - Chyba jestem pierwszym, który zabija nawet się nie starając.

Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.

-Co? Bawimy się jeszcze raz?


~~~


Uchylił powieki i oślepiła go przerażająca jasność.

Piekło? Nie, piekło tak nie wygląda. Niebo? Tsa. Więc pewnie czyściec. No cóż, jest bardzo czysty.

Uchylił je jeszcze bardziej i poczuł ból na klatce piersiowej i w lewej nodze.

No bez jaj, pomyślał otwierając oczy szerzej. To niemożliwe.

-Witaj z powrotem, Will. - ciemnowłosa pielęgniarka uśmiechnęła się do niego promiennie. - Jesteś chyba ognioodporny, nie spotkałam się jeszcze, żeby ktoś przeżył dwa takie spotkania pod rząd. I jeszcze prawie bez szwanku.

Tsa, zajebiście.

-Chyba ktoś chce, żebyś żył.

Ciekawe co za debil.

-Kto jest moim lekarzem? Mogę się z nim widzieć? - zmienił temat myśląc już tylko o tym jak mu nawrzucać za ponowne przywrócenie go do świata żywych.

-Oh. - pielęgniarka nieco spochmurniała. - Niestety po tym jak Cię przywieźli, jak się Tobą zajął... Miał wylew, Will. Nie martw się, zmienią Ci lekarza.


-Jestem księciem piekieł. Najlepiej niech przyślą mi kogoś nieśmiertelnego. Albo samego Lucyfera, niech wreszcie zabierze mnie do siebie. I nie, nie pójdę do żadnego wariatkowa, chyba że pod ziemią będzie coś takiego. Dziwne, bo tak naprawdę nie wierzę w piekło. A pani? Miłe pani życie? Więc radzę się odsunąć. Książę piekieł nie lubi, gdy śmiertelnicy wpraszają się do zaświatów przed nim samym.  




~fin~




* - cytat zaczerpnięty z anime "Książę Piekieł" i to w sumie dlatego użyłam tam kilka razy samego tego zwrotu.

To ogólnie miało być bardziej yaoi, ale no jak zaczęłam w ten sposób to tylko troszkę tam wcisnęłam. Ale ogólnie mi się podoba. 
Teraz ciężko mi pisać, bo czatuję ciągle na bilety na Eda Sheeran'a w Warszawie... na pierwszą turę spóźniłam się kilka godzin przez rodziców, bo w końcu sama miałabym jechać do Warszawy, a mieszkam 1,5 godziny od Wrocławia. Eh, to tyle moich żalów, kolejne opowiadanie pewnie będzie związane z jakimś parringiem, ale nie obiecuję. Jakieś życzenia? Piszcie proszę ;)

1 komentarz:

  1. Świetne <3
    ogólnie super piszesz i nie zanudzasz :D
    liczę że szybko pojawi sie coś nowego. Pozdrawiam i Życzę weny.
    A ja zapraszam do mnie: http://lilyijames.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń