-Dzieciak miał wszystko i to pewnie
dlatego zszedł na złą drogę.
-Ale widziałaś jego dom? Któż to
widział, żeby tak wielką posiadłość zostawiać nastolatkowi.
-Do domu dziecka iść powinien.
-A dlaczego nie poszedł?
-Podobno przekupił. Wie pani, jak to
jest z tą naszą policją.
-Cóż podobnego...
-Dzieciak sam w tym domu, bez rodziców
i wyrósł na takiego...
-Podobno sam podpalił. Do szpitala
psychiatrycznego go zabrali.
-I bardzo dobrze. Bardzo dobrze. To mu
wyjdzie na zdrowie. Jest młody, jeszcze ma szansę mieć normalne
życie. I ma młodzian szczęście.
-I ma też prośbę, by panie przestały
wtykać nos w jego sprawy i zajęły się w końcu sobą. - chłopak
w krótkich, jasnych włosach spojrzał na świergolące kobiety z
odrazą w oczach.
Ciemnozielone oczy były zmrużone,
nieco zakryte jasną grzywką. Rękawy marynarki nie były w stanie
ukryć bandaży na dłoniach, ale chłopak nie próbował nawet tego
zrobić. Prychnął pod nosem patrząc na kobiety, po czym odwrócił
się i poszedł spokojnie do pozostałości swojego domu. Minął
ogrodzenie bez większego problemu, trudniejsze było przeprawienie
się przez pokrytą gruzami ścieżkę prowadzącą prosto do drzwi
wejściowych willi. Z których już nic nie pozostało.
W zasadzie nieco śmieszył go taki
stan rzeczy. Jeszcze kilka dni temu miał wszystko. Teraz zostały mu
tylko pieniądze, pieniądze i nic więcej. Bezwartościowe papierki,
za które mógł kupić sobie wszystko. Wszystko i nic. Wciąż
bezwartościowe.
-Po co mi zostawili tak wielki dom? -
powiedział sam do siebie. - Taki pusty.
Dotarł do wybranego miejsca, obejrzał
się dookoła i oczyma wyobraźni ujrzał stare łóżko, biurko i
ogromną szafę. Widział zegar wybijający każdą sekundę i małą
kukułkę zwiastującą ważniejsze wydarzenia. Widział ogromny,
brązowy dywan, na którym zdarzało mu się podsypiać co jakiś
czas.
Patrzył dookoła i obraz stopniowo się
rozmywał pozostawiając miejsce zimnej pustce, pozostawiając tylko
ślady pozostawione przez płomienie.
-Mówiłeś, że jestem władcą
piekieł, czy właśnie tak wygląda piekło?
Cisza. Ten dręczący pusty dźwięk
nawiedzający go co dzień i co noc. Odkąd nie miał kto mu
odpowiadać czuł się gorzej niż kiedykolwiek.
-Czemu nie spłonąłem? Czemu wyszło
z tego tylko poparzenie drugiego stopnia? Powiedz mi, jak to jest
możliwe?
Przygryzł wargę i usiadł na brudnej
ziemi, nie zważając na to, że bez wątpienia pobrudzi swoje białe
spodnie. Westchnął i popatrzył w górę.
Na niebie była tylko jedna, biała,
jasna chmurka. Akurat leciała w stronę słońca, prawię się z nim
stykając. Reszta nieba była czysta jak łza.
-Dlaczego tam nie trafię? Ty już
pewnie tam jesteś. Czekasz? Przecież się nie doczekasz, kochany...
Zmrużył oczy i poprawił kamizelkę.
Ręce piekły go niemiłosiernie ale i tak nie mógł wyjść z
podziwu, że ucierpiał tylko w ten sposób.
-To aż dziwne. Potrafię sprawić, że
giną ludzie wokół mnie, a sam nie mogę umrzeć. Wyjaśnisz mi to?
Wziął do ręki mały kamyczek i
rzucił go przed siebie.
-To nie Twoja wina, Will, przecież to
był wypadek. - zaśmiał się sztywno sam do siebie. - To nie Twoja
wina, Will, przecież ta dziewczynka sama wbiegła Ci pod koła. -
odrzucił głowę do tyłu. - To nie Twoja wina, Will, ten mężczyzna
był stary i na pewno nie zszedł na zawał przez Ciebie. Chociaż
zginął tuż po tym jak wyszedłeś z jego domu wrzeszcząc, że
odbierzesz mu wszystko. I cóż, chcąc nie chcąc, zabrałeś. To
przecież nie Twoja wina, Will, ten chłopak nie utopił się przez
Ciebie. Nie? No powiedz, czy to nie ja namówiłem Cię do tamtej
kąpieli? Albo chociaż nie powiedziałem „daj spokój, tu jest
niebezpiecznie”, a jakbyś nie posłuchał to zawsze mogłem
inaczej, „Choć, chętnie zrobię Ci masaż, a potem kto
wie...”... - zachichotał i przygryzł dolną wargę.
Chmura zdążyła minąć słońce i
uciekać daleko, daleko stąd.
-Dlaczego ludzie giną, gdy są obok
mnie?
Prychnął otwierając lekko oczy.
-Nawet ten lekarz w szpitalu nie
wiedzieć czemu dźgnął się skalpelem. Dlaczego?
Pokręcił lekko głową.
-A kiedy chciałem zginąć w pięknym
otoczeniu, w ogniu, chciałem przywyknąć do czegoś takiego to co?
Gówno. Jakim cudem ten ogrodnik wyciągnął mnie z tego, o właśnie
tego miejsca?! To nie moja wina, że sam ma teraz poparzoną twarz i
stek blizn? Co za brednie.
Odetchnął i zaczął mielić w
dłoniach czarny pył.
-Albo Bóg robi mi psikusy i jest to
kara za wszystkie grzechy. -westchnął - Chyba jestem pierwszym,
który zabija nawet się nie starając.
Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
-Co? Bawimy się jeszcze raz?
~~~
Uchylił powieki i oślepiła go
przerażająca jasność.
Piekło? Nie, piekło tak nie
wygląda. Niebo? Tsa. Więc pewnie czyściec. No cóż, jest bardzo
czysty.
Uchylił je jeszcze bardziej i poczuł
ból na klatce piersiowej i w lewej nodze.
No bez jaj, pomyślał
otwierając oczy szerzej. To niemożliwe.
-Witaj z powrotem, Will. - ciemnowłosa
pielęgniarka uśmiechnęła się do niego promiennie. - Jesteś
chyba ognioodporny, nie spotkałam się jeszcze, żeby ktoś przeżył
dwa takie spotkania pod rząd. I jeszcze prawie bez szwanku.
Tsa, zajebiście.
-Chyba ktoś chce, żebyś żył.
Ciekawe co za debil.
-Kto jest moim lekarzem? Mogę się z
nim widzieć? - zmienił temat myśląc już tylko o tym jak mu
nawrzucać za ponowne przywrócenie go do świata żywych.
-Oh. - pielęgniarka nieco
spochmurniała. - Niestety po tym jak Cię przywieźli, jak się Tobą
zajął... Miał wylew, Will. Nie martw się, zmienią Ci lekarza.
-Jestem księciem piekieł. Najlepiej
niech przyślą mi kogoś nieśmiertelnego. Albo samego Lucyfera,
niech wreszcie zabierze mnie do siebie. I nie, nie pójdę do żadnego
wariatkowa, chyba że pod ziemią będzie coś takiego. Dziwne, bo
tak naprawdę nie wierzę w piekło. A pani? Miłe pani życie? Więc
radzę się odsunąć. Książę piekieł nie lubi, gdy śmiertelnicy
wpraszają się do zaświatów przed nim samym.
~fin~
* - cytat zaczerpnięty z anime "Książę Piekieł" i to w sumie dlatego użyłam tam kilka razy samego tego zwrotu.
To ogólnie miało być bardziej yaoi, ale no jak zaczęłam w ten sposób to tylko troszkę tam wcisnęłam. Ale ogólnie mi się podoba.
Teraz ciężko mi pisać, bo czatuję ciągle na bilety na Eda Sheeran'a w Warszawie... na pierwszą turę spóźniłam się kilka godzin przez rodziców, bo w końcu sama miałabym jechać do Warszawy, a mieszkam 1,5 godziny od Wrocławia. Eh, to tyle moich żalów, kolejne opowiadanie pewnie będzie związane z jakimś parringiem, ale nie obiecuję. Jakieś życzenia? Piszcie proszę ;)
Świetne <3
OdpowiedzUsuńogólnie super piszesz i nie zanudzasz :D
liczę że szybko pojawi sie coś nowego. Pozdrawiam i Życzę weny.
A ja zapraszam do mnie: http://lilyijames.blog.onet.pl/