Sprawienie,
by zauważono Cię w świecie pełnym magii, nie jest prostym
zadaniem. Jeżeli nie masz wykreowanego nazwiska, prawdopodobnie
utoniesz jako jeden z wielu, wielu tych, których nikt nigdy nie
mógł, lub po prostu chciał zapamiętać. Niektórzy starając się
do tego nie dopuścić, wręcz hańbiąc swą rodzinę. W końcu zła
reputacja jest i tak lepsza niż żadna.
Niektórzy
plamili nazwiska czarnym atramentem starając się nie wyglądać
nazbyt blado. Dla przykładu Tom Riddle nienawidził bycia kolejnym
„Tomem” i w ten właśnie sposób wyplamił się na słynnego
Lorda Voldemorta. A skoro jego sława osiągnęła tak wielki sukces
to inni czarodzieje pragnęli iść w jego ślady – tak jak on
starali się jak najbardziej wybrudzić nazwisko, choć z
nieporównywalnym przy nim skutkiem. I czy wszystkim się to
opłacało? Czy nie stawali się znani jedynie jako sługusy Tego,
Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, bez duszy, bez nazwisk, bez
niczego, czym mogli się poszczycić? Wtedy byli jednymi z wielu
dobrych czarodziejów. A zmieniali się w jednych z wielu złych
czarodziejów.
Draco
wiedział już, że jego rodzina staje się jedną z takowych,
chociaż w tym wypadku było to o wiele bardziej głupie posunięcie.
Nazwisko Malfoy zawsze było znane i nie potrzebowało żadnych
wspomagaczy, a w szczególności takowych, które tylko je brudziły
i usuwały w cień.
Malfoy...
To słowo w jego oczach z dnia na dzień zmieniało swój kolor. Albo
nie kolor, bo srebro zawsze pozostawało srebrne. Ale stawało się
ciemniejsze, bardziej odchodzące w cień, z którego coraz trudniej
będzie się wybielić.
~~~
Siedząc
przed pustą kartką zawsze się uśmiechał.
Tyle
możliwości, myślał maczając pędzel w tubce z farbą.
Malowanie
było jego ulubionym zajęciem. Potrzebował do lego jedynie pędzla
i jednej farby, która dawała taki kolor, jaki właściciel sobie
życzył. Wystarczyło puścić wodzę wyobraźni i mógł mieć
dokładnie każdy odcień, każdy kolor, każdy zapach, każdy
dźwięk, każdego człowieka. Miał władzę. I za to kochał
malowanie.
-Draco,
idziesz na kolację? - ciemnofioletowa Pansy Parkinson
pojawiła się w jego pokoju.
Zmarszczył
brwi, obrócił się w jej stronę i obrzucił ją zimnym
spojrzeniem.
Jeszcze
nawet nie zacząłem, pomyślał ze zgrozą, ale widząc jej
ciepły uśmiech posłusznie wstał, zakręcił buteleczkę farby i
ruszył w stronę dziewczyny. Pocałował ją lekko w policzek.
-Dziękuję,
jesteś nieoceniona.
-Jasne,
beze mnie umarłbyś z głodu.
Uśmiechnęła
się i kiwnęła głową. Przywykła do tych nic nie znaczących
całusów. Albo znaczących tyle co „jesteś moją najlepszą
przyjaciółką i nie wiem co bym bez Ciebie zrobił”. I wiedziała,
że dokładnie to myślał, gdy je jej dawał, mimo że na zewnątrz,
jako Ślizgon, nigdy by się do tego nie przyznał.
Slytherin
zawsze uznawany był za dom dla przestępców, za dom ludzi, którzy
nigdy nie powinni znaleźć się w Hogwarcie. Ślizgoni zawsze mieli
konflikty z członkami innych domów, więc przyjaźni trzeba było
szukać wewnątrz. Dzięki temu stał się najbardziej zjednoczonym
domem i i Pansy, i Draco, i Blaise i nawet Crabbe i Goyle byli pewni,
że gdyby ktoś z innego domu wypowiedział któremukolwiek
Ślizgonowi wojnę, to oni wszyscy, cały dom bez wyjątku, by w niej
stanęli.
Jego
eskorta w postaci Crabbe'a i Goyle'a już czekała siedząc na
kanapie. Blaise Zabini również zajmował swoje miejsce pokoju
wspólnym oczekując na niego i Pansy. Książę Slytherinu dołączył
do swoich przyjaciół i razem z nimi opuścił lochy przywdziewając
znaną wszystkim maskę pokerzysty. Maskę w białym kolorze. Tak
przynajmniej uważał.
Przeszedł
z nonszalancją przez korytarz i jak zwykle zajął swoje miejsce
przy stole Slytherinu. -Podajcie mi eklerka. - zarządził od razu.
Eklerki...
Te małe, słodkie, błękitne cudeńka smakujące i wyglądające
jak kawałek najwspanialszeo nieba. Jedna z niewielu jego słabości,
której nigdy, ale to nigdy nie ukrywał i gdy tylko na stole ujrzał
takowe od razu się uśmiechał.
Blaise
zgrabnym ruchem zgarnął jednego na talerz i podsunął młodemu
Malfoyowi pod nos.
-Draco,
ona znów się na Ciebie gapi.
Uniósł
wzrok i napotkał jej spojrzenie. Jak zwykle. Patrzył tak dłuższą
chwilę, a dziewczyna widocznie nie zamierzała zamykać oczu.
Wpatrywała się w niego tak, że miał wrażenie, że jego maska
zsuwa mu się z nosa. Że spada i roztrzaskuje się na tysiące
maleńkich kawałeczków, tak małych, że nie sposób ich posklejać
nawet najlepszym zaklęciem.
Gwałtownie
odwrócił wzrok i odchrząknął głośno.
-Jestem
przystojny, niech się gapi, tego zabronić jej nie mogę.. -
wzruszył ramionami przejeżdżając wzrokiem po sali.
Dubledore
tym razem się postarał wybierając miejsca dla stołów
poszczególnych domów w Wielkiej Sali. Gryffindor i Slytherin
musiały leżeć jak najdalej od siebie, w związku z wciąż
narastającymi konfliktami, głównie między Malfoyem i Potterem.
Tak więc ich stoły rzucono na dwa przeciwne końce sali. Patrząc
również na to, że Ślizgoni często naśmiewali się z Puchonów,
a do Krukonów byli raczej obojętnie nastawieni – dyrektor
zadecydował, że to właśnie dom Roweny będzie znajdował się
obok domu Salazara. I Krwawy Baron był mniej niezadowolony mogąc
częściej widywać piękną Helenę Ravenclaw, którą wciąż i
wciąż starał się uwieść. Krótko mówiąc wszyscy byli
względnie szczęśliwi.
Przejeżdżając
tak po sali nie mógł choć na chwilę nie rzucić na nią okiem.
Młoda Lovegood zawsze mu się podobała.
Już
gdy był na drugim roku, a ona wchodziła po Hogwarckich schodkach,
by dowiedzieć się o domowy przydział, wydawała mu się być
bardzo interesująca. Bo choć była w takiej samej szacie jak
wszyscy inni to emanowała jakimś nieznanym mu kolorem, którego nie
mógł zidentyfikować.
Nawet
po latach nie wiedział jaki kolor ma piękna dziwaczka z „domu
obok” i choć wiedział, że na poznanie go ma już w zasadzie
tylko kilka tygodni, to starał się tym nie przejmować. Uznał, że
najwyżej w ostatni dzień szkoły podejdzie do niej i zapyta bez
większych trudności.
Nie
przejmując się niczym wrócił do kolacji. Patrzyła tak na niego
bardzo często, zwłaszcza w tym ostatnim dla niego roku. Nauczył
się już akceptować jej spojrzenie i nawet zdarzało mu się
uśmiechnąć, gdy wyimaginowana maska spadała na chwilę na stół.
Tym
razem podniósł wzrok i uśmiechnął się mając ją wciąż na
twarzy.
Wzrok
dziewczyny był pusty, jakby zupełnie nie zauważyła uśmiechu.
Spuścił
głowę niczym winowajca.
A
ona patrzyła dalej.
~fin~
No i jest, jak obiecałam druga część. Powiem szczerze, że mi się nie udało. Nie udało mi się zrobić tego tak jak chciałam, ale nie sądzę, bym była w stanie jakoś to zmienić. No cóż, nie jest idealne, ale nie sądzę, by było katastrofą, więc wstawiam ;>
Całość będzie miała CHYBA 3 części, ale nie jestem pewna czy nie wyjdą 4, więc nic nie obiecuję. No nic, nie chcecie komentować, ale ja nawet bez tego piszę dalej i to się nie zmieni ;) Ewentualnie może wpłynąć na częstotliwość, ale co tam...
Chcecie coś konkretnego następnym razem? Możecie się odezwać, ja nie gryzę ^^
Świetne no :D
OdpowiedzUsuńczekam na więcej :D
Życzę dużo weny i pozdrawiam oraz zapraszam do mnie : http://lilyijames.blog.onet.pl/
Boskie ;). Czekam na następną część.
OdpowiedzUsuń~Pozdrawiam i życzę weny ;*.
Świetna miniatórka i jeszcze o mojej ulubionej parze *-*. Czekam na następną :*
OdpowiedzUsuń~Anonimka Kate