piątek, 10 października 2014

„Są czasy, kiedy ludzie mówiąc przez sen kłamią.”


-Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo.

Zaśmiałam się pod nosem, przerwałam gazetę na niezbyt równe pół, zrobiłam z niej fantastyczną kulkę i rzuciłam prosto do kosza. Powiedzmy. Odbiła się i wylądowała na ziemi, zatem tak czy owak i tak musiałam ruszyć zacne cztery litery i włożyć resztki prasy to kubła na śmieci.

Co będzie gdy skłamię, że skłamałam, że wtedy gdy niby kłamałam to jednak nie kłamałam o tamtym kłamstwie tamtej kłamliwej dziewuchy? Czy skłamać o kłamstwie to powiedzieć prawdę? Jestem zakłamana, sama siebie okłamuję na temat swoich kłamstw. I bardzo to lubię.

Szczery świat utopiony w swej szczerości nie byłby wbrew pozorom światem idealnym. Bo jaki to świat idealny? Bez przestępstw, bez kłamstw, gdzie wszyscy są dla siebie tak uroczo i sztucznie słodcy? Z kłamliwymi uśmiechami przyczepionymi na „kropelkę” kupioną w pobliskim kiosku za 7 zł? To ma być nasz świat idealny?

Kłamanie stało się dla ludzi niczym wsuwka do włosów dla tajnej agentki. Gdy nie ma konieczności – nie używasz, chyba, że chcesz się popisać swoimi 'wyjątkowymi umiejętnościami'. Ale zawsze lepiej mieć ją obok. Tak na wszelki wypadek.

Z natury byłam kłamczuchą. Ale kłamstwa udzielały się nie tylko mnie. No bo kto powiedziałby swojej dziewczynie, że w tej sukience wygląda cholernie grubo? Albo jaka dziewczyna powiedziałaby swojemu chłopakowi, że klub piłkarski, którego jest tak oddanym fanem wygląda dennie biegając po trawie w pogoni za jedną małą, kolorową piłką? Nie zrozumcie mnie źle, sama uwielbiam piłkę nożną i z moich ust nic takiego nigdy nie wypłynie.

Mówią, że kłamstwo kłamstwu nierówne, a niekiedy jedno kłamstwo może ukryć drugie, a drugie trzecie i tak dalej. Rzadko kiedy wszystkie wychodzą na jaw (jeśli nie licząc setek tak bardzo niepodobnych do siebie filmów z telewizji). Ale sztuką jest kłamać tak, by kłamstwo nigdy nie było tak mocno zakłamane, by okłamany zorientował się o szczegółach kłamstwa. To przecież takie proste i logiczne.

-Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo.

Znowu się zaśmiałam wychodząc z domu i patrząc na sąsiadów. Jak zwykle kłócili się w ogródku o to, że ten nie wrócił na noc. I jak zwykle mogła słyszeć „praca, praca, praca”.

Pokręciłam głową i poszłam w stronę wschodzącego słońca. Wschodzącego? Tak, właśnie tak. Gdybym powiedziała „zachodzącego”, dokładnie takiego jak opisują pisarze wszystkich pisarskich dziełach, to patrząc na moje obecne położenie, byłoby to niepisane, ale wypływające z moich ust puste i nic nieznaczące kłamstwo.



~fin~



Krótkie, ale osobiście bardzo mi się podoba. Wiem, że dość dawno mnie tu nie było, ale zaczynam wracać do jeszcze innego bloga, więc mam takie mini rozdwojenie. To kłamstwo? Nie, akurat tym razem nie ;)

1 komentarz:

  1. Ciekawe opowiadanko. :) Kłamstwo to właściwie temat-rzeka, a tutaj zawarłaś co trzeba w kilku czy kilkunastu akapitach. Jeśli o mnie chodzi, nie umiem kłamać i nie lubię, gdy inni to robią. Sama jestem czasem aż nazbyt szczera i muszę się hamować, by nie powiedzieć czegoś, co kogoś w jakikolwiek sposób zrani. Nie zawsze wychodzi, ale się staram. ^^''
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń