Największym błędem ludzi jest to, że
nie potrafią oni docenić tego co mają. Cóż, przynajmniej dopóty
to mają. Dopiero kiedy to zwykłe coś, co było nudne i zwykłe,
ale jednak twoje, dopiero wtedy można odczuć tą pewną pustkę.
Ja w tym momencie miałam dokładnie
wszystko czego pragnęłam przez prawie całe swoje życie.
Czego pragnęła dla mnie matka. I z
czego dumny był ojciec, bo mimo tego, że widywał mnie raz na kilka
miesięcy, to już zawsze jego nazwisko było okryte sławą.
Cóż, pewnie większość moich
starych znajomych dziwnie się czuje patrząc na mnie teraz. Jestem
gwiazdą, mam najdroższe buty, w których prowadzam się po
czerwonych dywanach. Kiedy śpiewam, tłumy wiwatują i skandują
moje imię. Znam osobiście mnóstwo sław, których kiedyś plakaty
wywieszałam na ścianie, a teraz nazywam ich przyjaciółmi.
Kariera była moim życiem, wszystko
inne odsunięte było na dalszy plan. Byłam suką, bo to było łatwiejsze. Najlepsza przyjaciółka od
szkolnych lat zwała się teraz już nie tylko 'przyjaciółką' ale
również asystentką, której z dobroci serca płaciłam całkiem
niezłą pensyjkę. Cóż, wytrzymywanie moich humorów pewnie nie
było zbyt przyjemne.
-Podaj mi wodę. - powiedziałam leżąc
na wygodnej, czerwonej kanapie ustawionej na środku mojego salonu.
-Oczywiście. - Natalia od razu ruszyła
w stronę kuchni bez mrugnięcia okiem. Już chyba się nauczyła, że
ze mną nie warto było dyskutować.
-Niegazowana, tak jak lubisz. - podała
szklankę pełną przezroczystego płynu.
Cóż, może i powinna zwracać się do
mnie per 'pani', ale nie byłam aż taką zołzą. W końcu wciąż
była moją jedyną prawdziwą przyjaciółką, której mówiłam
sporo o sobie, innym 'przyjaciołom' z mojej branży raczej nie
zdradzałam osobistych sekretów.
-Dziękuję. - powiedziałam łaskawie
wywołując uśmiech na jej twarzy.
Cóż, od zawsze jej na mnie zależało.
Próbowała miliony razy się ode mnie odsunąć i zacząć karierę
na własną rękę, ale nie miała na to dość siły woli. Zawsze
wracała, a ja zawsze łaskawie przyjmowałam ją z powrotem.
Potem usiadła i zaczęłyśmy
plotkować, tak jak zwykle. Wtedy przestawała być asystentką a
stawała się po prostu Naty, która spełniała każdą moją
zachciankę.
-Ludmila, miałam ci powiedzieć to już
wcześniej, ale było to nagranie a potem wywiad i uznałam, że
lepiej, żebyś się położyła i...
-Dobrze, dobrze, wybaczam. Teraz mów o
co chodzi.
Westchnęła i sięgnęła do swojej
torebki.
-Dostałaś kolejny list. No wiesz od
Federico...
Zacisnęłam zęby patrząc na
śnieżnobiałą kopertę. Wiedziałam, aż za dobrze.
Choć nie do końca rozumiałam. To
było ponad trzy lata temu, a on ciągle pisał. Na urodziny zawsze
wysyłał prezenty, choć ja nigdy tego nie robiłam. Dzwonił, a ja
nigdy nie odbierałam. Pisał... nigdy nie odpisywałam.
-On się nigdy nie podda? - zapytałam
sama siebie wznosząc oczy ku niebu.
Wolałam żeby to zrobił. Byłoby mi o
wiele łatwiej. W ogóle wolałam nigdy go nie poznać, wtedy byłabym
w stu procentach szczęśliwa w swoim życiu księżniczki.
A teraz choć na pozór byłam, to...
eh, zawsze zastanawiałam się co by się stało, gdybym wtedy nie
wsiadła do tego samolotu.
-Kocha cię. I ty też go kochasz,
przecież widzę.
-Milcz! - wrzasnęłam z zamkniętymi
oczami. Westchnęłam bardzo głęboko.
-Sama siebie okłamujesz, Lu. Ale
dobrze, skoro tak chcesz. Odpisz. Napisz, że nie masz ochoty czytać
tych listów, że to wszystko już dawno skończone, że wybrałaś i
jesteś szczęśliwa. Tylko napisz to tak, żeby on uwierzył. Dajesz
przedstawienia w telewizji jaka to jesteś szczęśliwa, jak to
spełniły się wszystkie twoje marzenia, a on dalej pisze. Dalej ci
nie wierzy. I ja też nie.
Milczałam. Miliony razy zastanawiałam
się nad słusznością swojej decyzji. I im więcej o tym myślałam
tym bardziej byłam pewna, że zrobiłam źle.
-Nie jest za późno.
-Jest.
Odezwałam się półgłosem.
-Nieprawda.
-A co ty możesz wiedzieć? -
prychnęłam. - Znam na pamięć każdą jego piosenkę, płaczę po
nocach, a rano nakładam tonę tapety na twarz, by wyglądać na
szczęśliwą. Usta mnie bolą od tego uśmiechania się do kamer, od
śpiewania tych cukierkowych tekstów o miłości, kiedy ja swoją
odrzuciłam.
-Napisz do niego.
-Nie będę się płaszczyć.
-Więc co zamierzasz?
-Nic.
Więcej nic nie powiedziała, wyszła
kilka godzin później zostawiając mnie samą w moim przepięknym,
ogromnym, przedrogim domu, który dusił mnie swoją pustką.
Czytałam list. Jak zwykle. Ale
pierwszy raz odpisałam.
Przepraszam. Kocham cię. Żałuję.
Ale nic nie mogę już teraz zrobić.
Cztery krótkie zdania, bo za bardzo
trzęsły mi się ręce by pisać więcej.
Nie odpisywał, a mnie jeszcze ciężej
było utrzymywać pozory na scenie. To było takie dziwne uczucie
czekać na ten list, czekanie na niego jak na wyrok 'żyjesz lub
umierasz'. Dopiero wtedy dotarło do mnie że on czekał tak od
trzech lat.
I uderzyło mnie to podczas udziału w
jakimś talk-show, uderzyło dogłębnie w taki sposób, że mój
uśmiech zniknął w przeciągu sekundy, nie wiedziałam o co pytali,
tylko przez chwilę wpatrywałam się przed siebie ze łzami w
oczach.
-Ludmila, wszystko w porządku?
Zaśmiałam się zaciskając zęby.
-Co ja tu robię? -szepnęłam patrząc
w sufit i kręcąc głową. - Zły priorytet. - westchnęłam
głęboko.
-Więc odpowiesz na moje pytanie?
-Co? O, nie. - zaśmiałam się patrząc
na prowadzącego i na nowo kręcąc głową. - Są osoby, z którymi
teraz muszę porozmawiać, bo zwlekałam już za długo. Niech pan
sobie tu weźmie inną gwiazdeczkę, bo ja już chyba w końcu to
rzucam. Dziękuję za rozmowę, no przynajmniej chwilę rozmowy. Dużo
mi dała, naprawdę. Żegnam.
I wyszłam, po czterech minutach
rozmowy zostawiając prowadzącego z otwartymi ustami przed zdziwioną
publiką. Cóż, będą mieli o czym pisać w gazetach.
-Naty, sprawdź mi najbliższy samolot
do Włoch.
-Zdążymy na koncert, ale przecież to
pewnie wiesz. - dziewczyna nie kryła rozbawienia.
Ludmila też się zaśmiała.
-Załatwisz bilety w pierwszym rzędzie?
I wejście za scenę.
-Oczywiście. Ale skoro tak to musimy
już jechać na lotnisko, mam poprosić, żeby przysłali twoje
rzeczy już tam?
-Nie trzeba, kupię coś sobie. I tobie
oczywiście. Jeszcze załatw jakiś hotel, byle blisko sali
koncertowej.
-Jest kilka, ale.. em, nie
pięciogwiazdkowych.
-Trudno. Może być nawet noclegownia.
No, już, nie patrz na mnie wzrokiem 'w końcu odnalazłaś w sobie
dobro', bo nie widzę tu wody, a chce mi się pić po tym całym
gadaniu. A musimy lecieć.
-Tak jest, pani.
-Ugh, nie zwracaj się tak do mnie.
-Myślałam, że zawsze tego chciałaś,
ale z drugiej strony nie chciałaś wyjść na sukę.
-Phi, na sukę wychodzę średnio
dwanaście razy dziennie. Nie chciałam żebyś tak mówiła, bo...
em, czułabym się staro. Tak właśnie.
-Jasne. -wywróciła oczami.
-To co z tą wodą?
-Księżniczka.
-To mnie nie obraża.
-Wiem, Lu, wiem doskonale. To co,
lecimy na koncert?
-Tak. Lecę poszukać swojej gwiazdy, o
ile jeszcze chce dla mnie świecić.
~~~
Dumna to może z tego nie jestem, ale już dawno miałam podobną historyjkę w głowie. Miałam w sumie kilka wersji, ale w każdej moja cudowna główna bohaterka robiła się zbyt milutka. Tutaj też i to chyba w tym nie podoba mi się najbardziej. Może kiedyś to poprawię...
Wiem, że miało być coś o Ronie, ale jakoś tęskniłam za Ludmilą i chciałam napisać coś o niej. Następne spróbuję (co nie znaczy, że będzie na 100%) o nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz