niedziela, 10 maja 2015

Carrera o amor?


Największym błędem ludzi jest to, że nie potrafią oni docenić tego co mają. Cóż, przynajmniej dopóty to mają. Dopiero kiedy to zwykłe coś, co było nudne i zwykłe, ale jednak twoje, dopiero wtedy można odczuć tą pewną pustkę.

Ja w tym momencie miałam dokładnie wszystko czego pragnęłam przez prawie całe swoje życie.
Czego pragnęła dla mnie matka. I z czego dumny był ojciec, bo mimo tego, że widywał mnie raz na kilka miesięcy, to już zawsze jego nazwisko było okryte sławą.

Cóż, pewnie większość moich starych znajomych dziwnie się czuje patrząc na mnie teraz. Jestem gwiazdą, mam najdroższe buty, w których prowadzam się po czerwonych dywanach. Kiedy śpiewam, tłumy wiwatują i skandują moje imię. Znam osobiście mnóstwo sław, których kiedyś plakaty wywieszałam na ścianie, a teraz nazywam ich przyjaciółmi.

Kariera była moim życiem, wszystko inne odsunięte było na dalszy plan. Byłam suką, bo to było łatwiejsze. Najlepsza przyjaciółka od szkolnych lat zwała się teraz już nie tylko 'przyjaciółką' ale również asystentką, której z dobroci serca płaciłam całkiem niezłą pensyjkę. Cóż, wytrzymywanie moich humorów pewnie nie było zbyt przyjemne.

-Podaj mi wodę. - powiedziałam leżąc na wygodnej, czerwonej kanapie ustawionej na środku mojego salonu.

-Oczywiście. - Natalia od razu ruszyła w stronę kuchni bez mrugnięcia okiem. Już chyba się nauczyła, że ze mną nie warto było dyskutować.

-Niegazowana, tak jak lubisz. - podała szklankę pełną przezroczystego płynu.
Cóż, może i powinna zwracać się do mnie per 'pani', ale nie byłam aż taką zołzą. W końcu wciąż była moją jedyną prawdziwą przyjaciółką, której mówiłam sporo o sobie, innym 'przyjaciołom' z mojej branży raczej nie zdradzałam osobistych sekretów.

-Dziękuję. - powiedziałam łaskawie wywołując uśmiech na jej twarzy.

Cóż, od zawsze jej na mnie zależało. Próbowała miliony razy się ode mnie odsunąć i zacząć karierę na własną rękę, ale nie miała na to dość siły woli. Zawsze wracała, a ja zawsze łaskawie przyjmowałam ją z powrotem.

Potem usiadła i zaczęłyśmy plotkować, tak jak zwykle. Wtedy przestawała być asystentką a stawała się po prostu Naty, która spełniała każdą moją zachciankę.

-Ludmila, miałam ci powiedzieć to już wcześniej, ale było to nagranie a potem wywiad i uznałam, że lepiej, żebyś się położyła i...

-Dobrze, dobrze, wybaczam. Teraz mów o co chodzi.

Westchnęła i sięgnęła do swojej torebki.

-Dostałaś kolejny list. No wiesz od Federico...

Zacisnęłam zęby patrząc na śnieżnobiałą kopertę. Wiedziałam, aż za dobrze.

Choć nie do końca rozumiałam. To było ponad trzy lata temu, a on ciągle pisał. Na urodziny zawsze wysyłał prezenty, choć ja nigdy tego nie robiłam. Dzwonił, a ja nigdy nie odbierałam. Pisał... nigdy nie odpisywałam.

-On się nigdy nie podda? - zapytałam sama siebie wznosząc oczy ku niebu.

Wolałam żeby to zrobił. Byłoby mi o wiele łatwiej. W ogóle wolałam nigdy go nie poznać, wtedy byłabym w stu procentach szczęśliwa w swoim życiu księżniczki.

A teraz choć na pozór byłam, to... eh, zawsze zastanawiałam się co by się stało, gdybym wtedy nie wsiadła do tego samolotu.

-Kocha cię. I ty też go kochasz, przecież widzę.

-Milcz! - wrzasnęłam z zamkniętymi oczami. Westchnęłam bardzo głęboko.

-Sama siebie okłamujesz, Lu. Ale dobrze, skoro tak chcesz. Odpisz. Napisz, że nie masz ochoty czytać tych listów, że to wszystko już dawno skończone, że wybrałaś i jesteś szczęśliwa. Tylko napisz to tak, żeby on uwierzył. Dajesz przedstawienia w telewizji jaka to jesteś szczęśliwa, jak to spełniły się wszystkie twoje marzenia, a on dalej pisze. Dalej ci nie wierzy. I ja też nie.

Milczałam. Miliony razy zastanawiałam się nad słusznością swojej decyzji. I im więcej o tym myślałam tym bardziej byłam pewna, że zrobiłam źle.

-Nie jest za późno.

-Jest.

Odezwałam się półgłosem.

-Nieprawda.

-A co ty możesz wiedzieć? - prychnęłam. - Znam na pamięć każdą jego piosenkę, płaczę po nocach, a rano nakładam tonę tapety na twarz, by wyglądać na szczęśliwą. Usta mnie bolą od tego uśmiechania się do kamer, od śpiewania tych cukierkowych tekstów o miłości, kiedy ja swoją odrzuciłam.

-Napisz do niego.

-Nie będę się płaszczyć.

-Więc co zamierzasz?

-Nic.

Więcej nic nie powiedziała, wyszła kilka godzin później zostawiając mnie samą w moim przepięknym, ogromnym, przedrogim domu, który dusił mnie swoją pustką.

Czytałam list. Jak zwykle. Ale pierwszy raz odpisałam.

Przepraszam. Kocham cię. Żałuję. Ale nic nie mogę już teraz zrobić.

Cztery krótkie zdania, bo za bardzo trzęsły mi się ręce by pisać więcej.

Nie odpisywał, a mnie jeszcze ciężej było utrzymywać pozory na scenie. To było takie dziwne uczucie czekać na ten list, czekanie na niego jak na wyrok 'żyjesz lub umierasz'. Dopiero wtedy dotarło do mnie że on czekał tak od trzech lat.

I uderzyło mnie to podczas udziału w jakimś talk-show, uderzyło dogłębnie w taki sposób, że mój uśmiech zniknął w przeciągu sekundy, nie wiedziałam o co pytali, tylko przez chwilę wpatrywałam się przed siebie ze łzami w oczach.

-Ludmila, wszystko w porządku?

Zaśmiałam się zaciskając zęby.

-Co ja tu robię? -szepnęłam patrząc w sufit i kręcąc głową. - Zły priorytet. - westchnęłam głęboko.

-Więc odpowiesz na moje pytanie?

-Co? O, nie. - zaśmiałam się patrząc na prowadzącego i na nowo kręcąc głową. - Są osoby, z którymi teraz muszę porozmawiać, bo zwlekałam już za długo. Niech pan sobie tu weźmie inną gwiazdeczkę, bo ja już chyba w końcu to rzucam. Dziękuję za rozmowę, no przynajmniej chwilę rozmowy. Dużo mi dała, naprawdę. Żegnam.

I wyszłam, po czterech minutach rozmowy zostawiając prowadzącego z otwartymi ustami przed zdziwioną publiką. Cóż, będą mieli o czym pisać w gazetach.

-Naty, sprawdź mi najbliższy samolot do Włoch.

-Zdążymy na koncert, ale przecież to pewnie wiesz. - dziewczyna nie kryła rozbawienia.

Ludmila też się zaśmiała.

-Załatwisz bilety w pierwszym rzędzie? I wejście za scenę.

-Oczywiście. Ale skoro tak to musimy już jechać na lotnisko, mam poprosić, żeby przysłali twoje rzeczy już tam?

-Nie trzeba, kupię coś sobie. I tobie oczywiście. Jeszcze załatw jakiś hotel, byle blisko sali koncertowej.

-Jest kilka, ale.. em, nie pięciogwiazdkowych.

-Trudno. Może być nawet noclegownia. No, już, nie patrz na mnie wzrokiem 'w końcu odnalazłaś w sobie dobro', bo nie widzę tu wody, a chce mi się pić po tym całym gadaniu. A musimy lecieć.

-Tak jest, pani.

-Ugh, nie zwracaj się tak do mnie.

-Myślałam, że zawsze tego chciałaś, ale z drugiej strony nie chciałaś wyjść na sukę.

-Phi, na sukę wychodzę średnio dwanaście razy dziennie. Nie chciałam żebyś tak mówiła, bo... em, czułabym się staro. Tak właśnie.

-Jasne. -wywróciła oczami.

-To co z tą wodą?

-Księżniczka.

-To mnie nie obraża.

-Wiem, Lu, wiem doskonale. To co, lecimy na koncert?


-Tak. Lecę poszukać swojej gwiazdy, o ile jeszcze chce dla mnie świecić.




~~~



Dumna to może z tego nie jestem, ale już dawno miałam podobną historyjkę w głowie. Miałam w sumie kilka wersji, ale w każdej moja cudowna główna bohaterka robiła się zbyt milutka. Tutaj też i to chyba w tym nie podoba mi się najbardziej. Może kiedyś to poprawię...

Wiem, że miało być coś o Ronie, ale jakoś tęskniłam za Ludmilą i chciałam napisać coś o niej. Następne spróbuję (co nie znaczy, że będzie na 100%) o nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz