Z
każdą sekundą ulice Buenos Aires zdawały się bardziej pustoszeć.
Słońce zdążyło już dawno zajść, na niebie zaczęły pojawiać
się pojedyncze, świecące punkciki, które ludzie zwykli byli
nazywać gwiazdami. Na ziemi pozostały jedynie światła zza okien,
sztuczne wytwory rąk ludzkich, które nigdy nie były w stanie w
pełni zastąpić słonecznego blasku. Oni o tym nie myśleli, mieli
na głowie o wiele ważniejsza sprawy niż dostrzeganie wad żarówek,
gdy te jeszcze sprawnie działały.
W
jednej z dzielnic willowych na pierwszy rzut oka było bardziej
pusto, niż w którymkolwiek miejscu w mieście. Nie wszystkie
latarnie świeciły, w większości okien było już dawno ciemno.
Tylko w jednym domu przy głównej drodze paliło się światło na
poddaszu, a okno było na oścież otwarte.
W
tymże miejscu na tym oknie bardzo łatwo było rozróżnić
blondwłosą dziewczynę nie zwracającą uwagi na nic, co znajdowało
się poniżej jej stóp. Miała na nich różowe, puchate
kapcie-balerinki, które trzymała nieruchomo na dachu tylko po to,
by utrzymać na kolanach duży, zapełniony do połowy granatowy
zeszyt.
Skrobała
w nim czarnym piórem z granatowym atramentem, co rusz patrzyła w
górę i pisała dalej. Z wyrazu jej twarzy dało się odczytać
jedynie skupienie i cierpliwość, o co nie podejrzewał jej nikt z
jej znajomych. Dla nich zawsze była i będzie tą złą.
-Ludmiła?
Blondynka
przeniosła wzrok trochę niżej. Tam, na ziemi, kilkanaście metrów
od niej bez wątpienia stała jakaś postać. Dziewczyna musiała
mocno się wysilić, by dostrzec choć zarys sylwetki, gdyż światło
żadnej latarni nie dosięgało ciała przybysza.
Prychnęła
pod nosem i wywróciła oczami. Słyszała jak ktoś podchodzi do
bramy.
-Wpuścisz
mnie?
Patrzyła
tam chwilę. Znała głos, ale nie wiedziała co powiedzieć. Nawet
jakby chciała otworzyć to w jaki sposób? Ojciec dawno spał, nie
mogła zejść po schodach na dół.
Westchnęła
wywracając oczami.
-Wejdź
po drzewie, na prawo. - powiedziała dość głośno, by mógł ją
usłyszeć.
Znała
tę sztuczkę, jako dziecko często Diego przychodził do niej tą
trasą. Drzewo odrobinę urosło, lecz jego położenie nie zmieniło
się ani trochę, gałęzie wyrosły, ale bardzo łatwo dało się
wejść na posesję. Dziwiła się sobie, że komuś podpowiada jak
dostać się do swojego domu omijając kraty, ale ten głos właśnie
tak na nią działał. Nie potrafiła mówić, ani myśleć tak jak
przy innych. Tylko tak jak w swoim pokoju, swoim świecie.
Słyszała
znajome dźwięki wspinaczki po drzewie, nawet się zdziwiła, że
przybysz był gotów zdobyć się na coś takiego. Siedziała nie
ruszając się z miejscem jedynie zamykając pióro i rzucając je do
środka, wciąż nie była pewna co do tożsamości tej osoby.
Udało
mu się przekroczyć przeszkodę dopiero po kilku minutach, wiadomo,
nieznane tereny mogą skutkować niewielkimi problemami, acz nie
takimi, których nie byłby w stanie pokonać. Przebył dodatkowe
metry dzielące go od jasnowłosej dziewczyny, jednak wciąż
znajdował się co najmniej piętro niżej.
-Ludmiła?
Zapytał
patrząc w puste okno, gdzie przed chwilą widział jeszcze
dziewczynę. Tymczasem weszła ona wgłąb pokoju sięgając do
jednej z szafek. Przygotowana na każdą okazję. Wyciągnęła z
szafki stojącej przy drzwiach metalowy przedmiot i jakby nigdy nic
wróciła do okna. Po chwili można było usłyszeć dwa krótkie
brzdęknięcia.
-Kto?
Zapytała
bardziej pewnie niż zamierzała. No cóż, przyzwyczajenie chyba
odcisnęło stopy na jej charakterze. Znała odpowiedź na własne
pytanie, jednak nie chciała wyjść na taką, która wszystkich do
wpuszcza do swojego domu..
-Federico.
- odparł głos.
Westchnęła
głęboko i puściła przedmiot w jego kierunku. Odwijał się niczym
perfekcyjny rulonik by bezszelestnie zatrzymać się przed stopami
chłopaka. Ten zaśmiał się pod nosem i powoli zaczął wspinać,
aż dotarł do miejsca, w którym spokojnie mógł postawić nogi.
Usiadł na jej parapecie.
-Skąd
pomysł z tą drabinką? - zapytał lekko się uśmiechając.
Dopiero
gdy chciała odpowiedzieć, zdała sobie sprawę, że cały czas się
uśmiecha. Tak bezwiednie, promiennie, prawdziwie. Zmieszała się.
Nie chciała, by on tak na nią działał.
-Co
dwie głowy to nie jedna, zawsze mieliśmy pomysły jak knuć nowe
plany. - odparła w końcu zgodnie z prawdą odczepiając drabinkę i
zwijając ją w rulonik. Odłożyła ją na miejsce.
Pamiętała
dokładnie, jak Diego gwizdał przeciągle a ona rzucała mu środek
transportu. Siedzieli w jej pokoju godzinami układając plany,
szacować prawdopodobieństwo odkrycia i zwykłej, dziecięcej
zabawie. Drabinka leżała w szafce zwanej przez nią samą
pamiątkami z dzieciństwa, tak jak sterta malunków i spisków
malowanych kolorowymi (często różowymi) kredkami.
-Co
właściwie tu robisz? - zapytała chcąc uniknąć pytań
kierowanych w jej stronę lub niezręcznej ciszy.
-Byłem
z chłopakami na takiej męskiej imprezie, ale już mi się znudziło
i wracałem. A akurat szedłem tędy i widzę Cię w oknie. Uznałem,
że to pewnie jakiś znak.- odpowiedział przechadzając się powoli
po jej pokoju, obserwując poszczególne szafki. - Masz bardzo ładny
pokój.
-Dziękuję.
- odparła z delikatnym uśmiechem siadając na łóżku i zakładając
nogę na nogę.
Nienawidziła
tego zachowania. Tego nieustannego przymusu uśmiechu, patrzenia na
niego i wsłuchiwania się w jego głos. Nienawidziła tego, że tak
bardzo ją to działa. Musiała się wysilać, by zachowywać choć
pozory normalnego zachowania.
Uśmiechnął
się wesoło obserwując trzy ramki ze zdjęciami. Na pierwszym stała
trzyletnia dziewczynka w różowej sukience stojąca na scenie z
małym mikrofonem. Była oświetlona reflektorami, wszystko poza nią
było ciemne, puste. Nikt inny się tam nie liczył. Była tylko mała
Ludmiła.
Kolejne
przedstawiało tą samą, lecz o rok starszą dziewczynkę w
nakręconych włoskach i białej sukieneczce. Siedziała na ławce na
dworze obok chłopca w czarnym garniturku w tym samym wieku. Oboje
uśmiechali się niczym aniołki, którym nikt nie mógł im niczego
zarzucić. Któż mógłby sądzić, że te dwie osóbki właśnie są
po realizacji najnowszego planu? Z pewnością nie rodzice.
A
na trzecim, ostatnim, można było dostrzec sześciolatkę ubraną w
bielutką sukienkę, siedzącą pomiędzy kobietą o ostrych rysach
twarzy i czerwonym uśmiechu blondwłosą kobietę w równie białej
sukni i ciemnowłosego mężczyznę w białym garniturze obejmującego
je obie. Siedzieli na zielonej trawie, a tuż za nimi widoczny był
ogromny, piękny wodospad.
-To
moje ulubione. - powiedziała cicho dziewczyna nagle znajdując się
tuż obok niego.
Nie
zauważył nawet, kiedy podeszła, ale ona chyba nie chciała, by t
zrobił. Popatrzyła na niego łapiąc spojrzenie chłopaka i
uśmiechając się lekko.
-Zdziwiony,
że nie mam samych zdjęć kiedy tańczę i śpiewam, tego się
spodziewałeś, prawda? - pokręciła głową.
-W
zasadzie to tak. - przyznał lekko zmieszany.
-Nie
ta szafka. - poprawiła włosy. - Takie materiały znajdziesz koło
toaletki.
Obrócił
się w odpowiednim kierunku i otworzył oczy ze zdumienia.
-Masz
pianino w pokoju?!
Wcześniej
go nie zauważył, stał w takim miejscu, że instrument nie był
widoczny. Choć zajmował sporo miejsca, ładnie je wypełniał.
Spojrzała
na niego zdziwiona.
-Tak,
w salonie też jest. Ojciec czasami się denerwował jak próbował
oglądać jakiś film a ja akurat grałam, więc kupił mi jeszcze
jedno. - wzruszyła ramionami.
Spojrzał
na nią z zainteresowaniem. Powoli zaczął podchodzić zauważając,
że dziewczyna trzyma granatowy zeszyt w rękach w rękach.
-Co
to? - zapytał zaciekawiony próbując chwycić przedmiot. Odsunęła
go. -Pamiętnik? Piszesz coś o mnie?
Uniosła
lekko brwi.
-Nie
piszę pamiętnika.
-Zatem
co to? Co pisałaś tam na dachu jak Cię widziałem?
-Nic.
- ucięła z wrednym uśmieszkiem i odsunęła się o krok.
Przeczuwała,
że to zrobi. I się nie myliła. Chłopak poruszył ręką chcąc na
własną rękę zobaczyć cóż takiego wypisywała. Ale zdążyła
się cofnąć.
Zaśmiała
się szczerze i na powrót przysunęła teraz już podając mu
przedmiot. Tak żeby udowodnić, że to nie pamiętnik.
-Od
kiedy interesujesz się astronomią? - zapytał szczerze zdziwiony.
Parsknęła
pod nosem odsuwając się w stronę łóżka. Usiadła na nim kładąc
dłonie na łóżku pomiędzy biodrami i opierając na nich ciężar
ciała.
-Od...
lat - odparła. - Od zawsze. To nie jest tak, że nazywam sama siebie
Supernową zupełnie bez powodu. Nie tylko ze względu na nazwę.
-Ale
jak mówiłem Ci o gwiazdach podwójnych nic o nich nie wiedziałaś.
- zmarszczył brwi.
Pokręciła
przecząco głową.
-Wiedziałam.
- pokręciła głową. - Ale może chciałam, żebyś Ty to
powiedział.
-Widzisz,
Ludmiła którą wszyscy znają zmienia się. Tu, w domu, pokoju czy
nawet obok Ciebie mogę być tak... inna. Tu mogę być Syriuszem*
bez względu na wszystko, bo to mój świat. A przy Tobie... Nie wiem co się ze mną dzieje.
-Wierzysz,
że to może być miłość?
-Wszystko
w co wierzę rozmywa się przy Tobie. I w dziwny sposób mi się to
podoba.
Przygryzła
wargę uśmiechając się lekko. Chłopak powoli zaczął się do
niej zbliżać, usiadł na łóżku. Niestety na tyle niefortunnie,
że strącił ręką zeszyty z jej etażerki.
To
chyba nam się nigdy nie uda, pomyślała załamana.
-Masz
bardzo dużo zeszytów. - pokręcił głową schylając się by je
pozbierać.
Dziewczyna
otworzyła szerzej oczy.
-Tak.
Nie! - zerwała się z łóżka na podłogę.
Jeden
z nich spadając otworzył się na stronie z masą tekstu, co
niekiedy przerywanego serduszkami czy innymi malunkami. O nie,
pomyślała, gdy chłopak zbliżył się by dokładniej się mu
przyjrzeć. Ten przechwyciła jako pierwszy. Zostały jeszcze trzy, z
czego dwa zupełnie nie mogły jej w niczym zaszkodzić. Był to
kalendarzyk i stary zeszyt jej matki. A trzeci...
-Uczysz
się włoskiego? - zapytał patrząc na słowa w tym trzecim, który
chciała ocalić.
-Nie!
- zaprzeczyła od razu. - Ekhem, to znaczy nie. To nie moje.
Położyła
zeszyty na miejscu i ponownie usiadła na łóżku.
-Jesteś
całkiem jak Di... diabeł. Musisz dotknąć wszystkiego. -
powiedziała po chwili.
-Diabeł?
- zaśmiał się.
-Tak.
Dokładnie tak. Moje zeszyty to świętość, nie wolno ich dotykać.
- odparła pewnie.
-Tak?
A co jak złamię zakaz? - uśmiechnął się, wstał i sięgnął po
czerwony zeszyt, dokładnie ten w którym malowała swoje malunki,
dokładnie ten, którego nie miał ruszać.
-Federico!
- wstała za nim. Chłopak otworzył zeszyt i zaczął uciekać przed
nią po pokoju.
-Mówiłaś,
że nie masz pamiętnika. - pokręcił głową.
-To
nie pamiętnik!
-To
co się tak martwisz? - uśmiechnął się przystając przy oknie i
oddając jej zeszyt. - Malujesz piękne serduszka, tylko jeszcze nie
widziałem obok swojego imienia.
Słabo
patrzyłeś, pomyślała sięgając po swoją własność.
-No
pewnie, że nie. - powiedziała za to. - A czego się spodziewałeś?
Że wielbię Cię w swoich wpisach? Chyba powinieneś już sobie iść.
-Mam
iść?
-Tak,
masz iść.
-Ale
jesteś pewna? - cofnął się o krok.
-Tak,
całkowicie.
-Zatem
jak sobie życzysz.
Mówiąc
to wolno przysunął się do dziewczyny, złapał ją w talii,
przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Trochę się zdziwiła,
ale bardzo lubiła takie niespodzianki, więc szybko oddała
pocałunek przymykając oczy.
Odsunął
się po chwili i z delikatnym uśmiechem wszedł na jej parapet, a
potem na dach.
-Do
zobaczenia jutro. - powiedział, zeskoczył i zniknął w
ciemnościach.
Dziewczyna
wróciła na dach z długopisem i dwoma zeszytami. Jednym granatowym,
w którym zamierzała za chwilę wrócić do opisywania gwiazd. I
drugim, czerwonym, w którym po raz wtóry koło ślicznego serduszka
dopisała dobrze znaną jej literę F.
~fin~
*Syriusz
– najjaśniejsza gwiazda nocnego nieba.
~~~
Moje pierwsze i jedyne jak na razie opowiadanie co do tego parringu. Jest on jedynym w Violettcie, który naprawdę wielbię, może dlatego, że zwykłam wielbić czarne charaktery. I gwiazdy.
Następne będzie drarry, nie wiem czy krótkie czy dłuższe, to się jeszcze okaże.
Do zobaczenia ;)
Ooo, to takie słodkie <3
OdpowiedzUsuńFede się wspina, taki spiderman z niego normalnie :o
A Lu pisze imie Fede i serduszka ! <3
Przecudnie piszesz, wiesz ? ;*
Tylko mnie nie opuszczaj, bo kto by pisał takie piękne coś, hmm ? ;*
Trzymaj się kochana i pisz ! ;*