sobota, 10 maja 2014

Samotnemu, tylko gwiazdy nocą mówią, że niebo bezchmurne.


Z każdą sekundą ulice Buenos Aires zdawały się bardziej pustoszeć. Słońce zdążyło już dawno zajść, na niebie zaczęły pojawiać się pojedyncze, świecące punkciki, które ludzie zwykli byli nazywać gwiazdami. Na ziemi pozostały jedynie światła zza okien, sztuczne wytwory rąk ludzkich, które nigdy nie były w stanie w pełni zastąpić słonecznego blasku. Oni o tym nie myśleli, mieli na głowie o wiele ważniejsza sprawy niż dostrzeganie wad żarówek, gdy te jeszcze sprawnie działały.

W jednej z dzielnic willowych na pierwszy rzut oka było bardziej pusto, niż w którymkolwiek miejscu w mieście. Nie wszystkie latarnie świeciły, w większości okien było już dawno ciemno. Tylko w jednym domu przy głównej drodze paliło się światło na poddaszu, a okno było na oścież otwarte.

W tymże miejscu na tym oknie bardzo łatwo było rozróżnić blondwłosą dziewczynę nie zwracającą uwagi na nic, co znajdowało się poniżej jej stóp. Miała na nich różowe, puchate kapcie-balerinki, które trzymała nieruchomo na dachu tylko po to, by utrzymać na kolanach duży, zapełniony do połowy granatowy zeszyt.

Skrobała w nim czarnym piórem z granatowym atramentem, co rusz patrzyła w górę i pisała dalej. Z wyrazu jej twarzy dało się odczytać jedynie skupienie i cierpliwość, o co nie podejrzewał jej nikt z jej znajomych. Dla nich zawsze była i będzie tą złą.

-Ludmiła?

Blondynka przeniosła wzrok trochę niżej. Tam, na ziemi, kilkanaście metrów od niej bez wątpienia stała jakaś postać. Dziewczyna musiała mocno się wysilić, by dostrzec choć zarys sylwetki, gdyż światło żadnej latarni nie dosięgało ciała przybysza.

Prychnęła pod nosem i wywróciła oczami. Słyszała jak ktoś podchodzi do bramy.

-Wpuścisz mnie?

Patrzyła tam chwilę. Znała głos, ale nie wiedziała co powiedzieć. Nawet jakby chciała otworzyć to w jaki sposób? Ojciec dawno spał, nie mogła zejść po schodach na dół.

Westchnęła wywracając oczami.

-Wejdź po drzewie, na prawo. - powiedziała dość głośno, by mógł ją usłyszeć.

Znała tę sztuczkę, jako dziecko często Diego przychodził do niej tą trasą. Drzewo odrobinę urosło, lecz jego położenie nie zmieniło się ani trochę, gałęzie wyrosły, ale bardzo łatwo dało się wejść na posesję. Dziwiła się sobie, że komuś podpowiada jak dostać się do swojego domu omijając kraty, ale ten głos właśnie tak na nią działał. Nie potrafiła mówić, ani myśleć tak jak przy innych. Tylko tak jak w swoim pokoju, swoim świecie.

Słyszała znajome dźwięki wspinaczki po drzewie, nawet się zdziwiła, że przybysz był gotów zdobyć się na coś takiego. Siedziała nie ruszając się z miejscem jedynie zamykając pióro i rzucając je do środka, wciąż nie była pewna co do tożsamości tej osoby.

Udało mu się przekroczyć przeszkodę dopiero po kilku minutach, wiadomo, nieznane tereny mogą skutkować niewielkimi problemami, acz nie takimi, których nie byłby w stanie pokonać. Przebył dodatkowe metry dzielące go od jasnowłosej dziewczyny, jednak wciąż znajdował się co najmniej piętro niżej.

-Ludmiła?

Zapytał patrząc w puste okno, gdzie przed chwilą widział jeszcze dziewczynę. Tymczasem weszła ona wgłąb pokoju sięgając do jednej z szafek. Przygotowana na każdą okazję. Wyciągnęła z szafki stojącej przy drzwiach metalowy przedmiot i jakby nigdy nic wróciła do okna. Po chwili można było usłyszeć dwa krótkie brzdęknięcia.

-Kto?

Zapytała bardziej pewnie niż zamierzała. No cóż, przyzwyczajenie chyba odcisnęło stopy na jej charakterze. Znała odpowiedź na własne pytanie, jednak nie chciała wyjść na taką, która wszystkich do wpuszcza do swojego domu..

-Federico. - odparł głos.

Westchnęła głęboko i puściła przedmiot w jego kierunku. Odwijał się niczym perfekcyjny rulonik by bezszelestnie zatrzymać się przed stopami chłopaka. Ten zaśmiał się pod nosem i powoli zaczął wspinać, aż dotarł do miejsca, w którym spokojnie mógł postawić nogi. Usiadł na jej parapecie.

-Skąd pomysł z tą drabinką? - zapytał lekko się uśmiechając.

Dopiero gdy chciała odpowiedzieć, zdała sobie sprawę, że cały czas się uśmiecha. Tak bezwiednie, promiennie, prawdziwie. Zmieszała się. Nie chciała, by on tak na nią działał.

-Co dwie głowy to nie jedna, zawsze mieliśmy pomysły jak knuć nowe plany. - odparła w końcu zgodnie z prawdą odczepiając drabinkę i zwijając ją w rulonik. Odłożyła ją na miejsce.

Pamiętała dokładnie, jak Diego gwizdał przeciągle a ona rzucała mu środek transportu. Siedzieli w jej pokoju godzinami układając plany, szacować prawdopodobieństwo odkrycia i zwykłej, dziecięcej zabawie. Drabinka leżała w szafce zwanej przez nią samą pamiątkami z dzieciństwa, tak jak sterta malunków i spisków malowanych kolorowymi (często różowymi) kredkami.

-Co właściwie tu robisz? - zapytała chcąc uniknąć pytań kierowanych w jej stronę lub niezręcznej ciszy.

-Byłem z chłopakami na takiej męskiej imprezie, ale już mi się znudziło i wracałem. A akurat szedłem tędy i widzę Cię w oknie. Uznałem, że to pewnie jakiś znak.- odpowiedział przechadzając się powoli po jej pokoju, obserwując poszczególne szafki. - Masz bardzo ładny pokój.

-Dziękuję. - odparła z delikatnym uśmiechem siadając na łóżku i zakładając nogę na nogę.

Nienawidziła tego zachowania. Tego nieustannego przymusu uśmiechu, patrzenia na niego i wsłuchiwania się w jego głos. Nienawidziła tego, że tak bardzo ją to działa. Musiała się wysilać, by zachowywać choć pozory normalnego zachowania.

Uśmiechnął się wesoło obserwując trzy ramki ze zdjęciami. Na pierwszym stała trzyletnia dziewczynka w różowej sukience stojąca na scenie z małym mikrofonem. Była oświetlona reflektorami, wszystko poza nią było ciemne, puste. Nikt inny się tam nie liczył. Była tylko mała Ludmiła.

Kolejne przedstawiało tą samą, lecz o rok starszą dziewczynkę w nakręconych włoskach i białej sukieneczce. Siedziała na ławce na dworze obok chłopca w czarnym garniturku w tym samym wieku. Oboje uśmiechali się niczym aniołki, którym nikt nie mógł im niczego zarzucić. Któż mógłby sądzić, że te dwie osóbki właśnie są po realizacji najnowszego planu? Z pewnością nie rodzice.

A na trzecim, ostatnim, można było dostrzec sześciolatkę ubraną w bielutką sukienkę, siedzącą pomiędzy kobietą o ostrych rysach twarzy i czerwonym uśmiechu blondwłosą kobietę w równie białej sukni i ciemnowłosego mężczyznę w białym garniturze obejmującego je obie. Siedzieli na zielonej trawie, a tuż za nimi widoczny był ogromny, piękny wodospad.

-To moje ulubione. - powiedziała cicho dziewczyna nagle znajdując się tuż obok niego.

Nie zauważył nawet, kiedy podeszła, ale ona chyba nie chciała, by t zrobił. Popatrzyła na niego łapiąc spojrzenie chłopaka i uśmiechając się lekko.

-Zdziwiony, że nie mam samych zdjęć kiedy tańczę i śpiewam, tego się spodziewałeś, prawda? - pokręciła głową.

-W zasadzie to tak. - przyznał lekko zmieszany.

-Nie ta szafka. - poprawiła włosy. - Takie materiały znajdziesz koło toaletki.

Obrócił się w odpowiednim kierunku i otworzył oczy ze zdumienia.

-Masz pianino w pokoju?!

Wcześniej go nie zauważył, stał w takim miejscu, że instrument nie był widoczny. Choć zajmował sporo miejsca, ładnie je wypełniał.

Spojrzała na niego zdziwiona.

-Tak, w salonie też jest. Ojciec czasami się denerwował jak próbował oglądać jakiś film a ja akurat grałam, więc kupił mi jeszcze jedno. - wzruszyła ramionami.

Spojrzał na nią z zainteresowaniem. Powoli zaczął podchodzić zauważając, że dziewczyna trzyma granatowy zeszyt w rękach w rękach.

-Co to? - zapytał zaciekawiony próbując chwycić przedmiot. Odsunęła go. -Pamiętnik? Piszesz coś o mnie?

Uniosła lekko brwi.

-Nie piszę pamiętnika.

-Zatem co to? Co pisałaś tam na dachu jak Cię widziałem?

-Nic. - ucięła z wrednym uśmieszkiem i odsunęła się o krok.

Przeczuwała, że to zrobi. I się nie myliła. Chłopak poruszył ręką chcąc na własną rękę zobaczyć cóż takiego wypisywała. Ale zdążyła się cofnąć.

Zaśmiała się szczerze i na powrót przysunęła teraz już podając mu przedmiot. Tak żeby udowodnić, że to nie pamiętnik.

-Od kiedy interesujesz się astronomią? - zapytał szczerze zdziwiony.

Parsknęła pod nosem odsuwając się w stronę łóżka. Usiadła na nim kładąc dłonie na łóżku pomiędzy biodrami i opierając na nich ciężar ciała.

-Od... lat - odparła. - Od zawsze. To nie jest tak, że nazywam sama siebie Supernową zupełnie bez powodu. Nie tylko ze względu na nazwę.

-Ale jak mówiłem Ci o gwiazdach podwójnych nic o nich nie wiedziałaś. - zmarszczył brwi.

Pokręciła przecząco głową.

-Wiedziałam. - pokręciła głową. - Ale może chciałam, żebyś Ty to powiedział.

Zdziwił się, autentycznie zaniemówił. Uśmiechnęła się i pokręciła głową.

-Widzisz, Ludmiła którą wszyscy znają zmienia się. Tu, w domu, pokoju czy nawet obok Ciebie mogę być tak... inna. Tu mogę być Syriuszem* bez względu na wszystko, bo to mój świat. A przy Tobie... Nie wiem co się ze mną dzieje.

-Wierzysz, że to może być miłość?

-Wszystko w co wierzę rozmywa się przy Tobie. I w dziwny sposób mi się to podoba.

Przygryzła wargę uśmiechając się lekko. Chłopak powoli zaczął się do niej zbliżać, usiadł na łóżku. Niestety na tyle niefortunnie, że strącił ręką zeszyty z jej etażerki.

To chyba nam się nigdy nie uda, pomyślała załamana.

-Masz bardzo dużo zeszytów. - pokręcił głową schylając się by je pozbierać.

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy.

-Tak. Nie! - zerwała się z łóżka na podłogę.

Jeden z nich spadając otworzył się na stronie z masą tekstu, co niekiedy przerywanego serduszkami czy innymi malunkami. O nie, pomyślała, gdy chłopak zbliżył się by dokładniej się mu przyjrzeć. Ten przechwyciła jako pierwszy. Zostały jeszcze trzy, z czego dwa zupełnie nie mogły jej w niczym zaszkodzić. Był to kalendarzyk i stary zeszyt jej matki. A trzeci...

-Uczysz się włoskiego? - zapytał patrząc na słowa w tym trzecim, który chciała ocalić.

-Nie! - zaprzeczyła od razu. - Ekhem, to znaczy nie. To nie moje.

Położyła zeszyty na miejscu i ponownie usiadła na łóżku.

-Jesteś całkiem jak Di... diabeł. Musisz dotknąć wszystkiego. - powiedziała po chwili.

-Diabeł? - zaśmiał się.

-Tak. Dokładnie tak. Moje zeszyty to świętość, nie wolno ich dotykać. - odparła pewnie.

-Tak? A co jak złamię zakaz? - uśmiechnął się, wstał i sięgnął po czerwony zeszyt, dokładnie ten w którym malowała swoje malunki, dokładnie ten, którego nie miał ruszać.

-Federico! - wstała za nim. Chłopak otworzył zeszyt i zaczął uciekać przed nią po pokoju.

-Mówiłaś, że nie masz pamiętnika. - pokręcił głową.

-To nie pamiętnik!

-To co się tak martwisz? - uśmiechnął się przystając przy oknie i oddając jej zeszyt. - Malujesz piękne serduszka, tylko jeszcze nie widziałem obok swojego imienia.

Słabo patrzyłeś, pomyślała sięgając po swoją własność.

-No pewnie, że nie. - powiedziała za to. - A czego się spodziewałeś? Że wielbię Cię w swoich wpisach? Chyba powinieneś już sobie iść.

-Mam iść?

-Tak, masz iść.

-Ale jesteś pewna? - cofnął się o krok.

-Tak, całkowicie.

-Zatem jak sobie życzysz.

Mówiąc to wolno przysunął się do dziewczyny, złapał ją w talii, przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Trochę się zdziwiła, ale bardzo lubiła takie niespodzianki, więc szybko oddała pocałunek przymykając oczy.

Odsunął się po chwili i z delikatnym uśmiechem wszedł na jej parapet, a potem na dach.

-Do zobaczenia jutro. - powiedział, zeskoczył i zniknął w ciemnościach.

Dziewczyna wróciła na dach z długopisem i dwoma zeszytami. Jednym granatowym, w którym zamierzała za chwilę wrócić do opisywania gwiazd. I drugim, czerwonym, w którym po raz wtóry koło ślicznego serduszka dopisała dobrze znaną jej literę F.


~fin~ 

*Syriusz – najjaśniejsza gwiazda nocnego nieba.

~~~

Moje pierwsze i jedyne jak na razie opowiadanie co do tego parringu. Jest on jedynym w Violettcie, który naprawdę wielbię, może dlatego, że zwykłam wielbić czarne charaktery. I gwiazdy. 
Następne będzie drarry, nie wiem czy krótkie czy dłuższe, to się jeszcze okaże. 
Do zobaczenia ;)

1 komentarz:

  1. Ooo, to takie słodkie <3
    Fede się wspina, taki spiderman z niego normalnie :o
    A Lu pisze imie Fede i serduszka ! <3
    Przecudnie piszesz, wiesz ? ;*
    Tylko mnie nie opuszczaj, bo kto by pisał takie piękne coś, hmm ? ;*
    Trzymaj się kochana i pisz ! ;*

    OdpowiedzUsuń