Każdy z dni dłużył się
niemiłosiernie.
Pobudka późnym popołudniem.
Śniadanie. Nauka. Obiad. Stefan, Jeremie i Caroline. Kolacja.
A potem noc. Najgorszy, a zarazem
najbardziej wyczekiwany przeze mnie czas.
Mogę wtedy zamknąć oczy, wyciszyć
się i zwyczajnie, samotnie myśleć.
Myśleć o tym, co mogę jeszcze
zrobić.
I wspominać.
I płakać.
I czuć.
Nocami prawie nie sypiam. Dopiero
nad ranem, gdy słońce już zacznie wschodzić, jestem zmęczona
płaczem, tęsknotą, brakiem nadziei. I dopiero wtedy mogę zasnąć.
Minął pierwszy miesiąc po Twojej
śmierci, a ja dalej nie mogę uwolnić się od wspomnień. Osaczają
mnie, a ja nie chcę nie
mam siły ich odciągnąć.
~~~
Elena
Gilbert wstała dość wcześnie jak na swoje obecne standardy,
wskazówki zegara nie zdążyły pójść daleko za liczbę 12. Na
starą piżamę narzuciła szlafrok, ubrała kapcie i zaczęła
powoli schodzić po schodach.
W
salonie rodziny Salvatore'ów na pierwszy rzut oka było pusto,
jednak dziewczyna dobrze wiedziała, że nie powinna dać się zwieść
pierwszemu wrażeniu. Jednak tym razem na niewiele zdała jej się ta
ostrożność, salon był całkowicie opustoszały.
Gdybyś
tu był, pewnie piłbyś teraz burbon. Nieważne czy rano, czy
wieczór, czy jest okazja, czy jej nie ma, dla Ciebie zawsze był
powód do picia.
Poszła
do kuchni, wzięła miskę do której nasypała starych płatków i
wlała mleka. Usiadła przy stole i zaczęła grzebać łyżką w
misce. Trochę jadła, trochę się bawiła.
Gdybyś
tu był, pewnie śmiałbyś się z mojego śniadania. To takie
ludzkie. Ale kiedyś jadłam to co ranek. Wtedy, kiedy jeszcze nie
zdążyłeś pojawić się w moim życiu. Kiedy jeszcze nic do Ciebie
nie czułam. Może dlatego to robię.
-Może
wolisz to?
Uniosła
wzrok dopiero po chwili, chciała dokończyć jedną ze swoich myśli.
Stefan stał nad nią z ciemnoczerwoną torebką pełną świeżej
krwi. Położył ją na stole i przysiadł się na krzesło obok
dziewczyny.
-Musisz
żyć. - powiedział zimno. - Musimy wszyscy zacząć naprawdę żyć.
Musisz spróbować nie myśleć o tym.
-Mogę
wyłączyć emocje. - powiedziała po chwili. - Stać się czymś
pustym. Już raz to zrobiłam, nie myślałam, mogłam choć trochę
się od tego uwolnić.
-Ale
to nie jest rozwiązanie, dobrze o tym wiesz.
-Tylko
dlatego jeszcze tego nie zrobiłam. - pokręciła głową.
Wstała,
odstawiła miskę do zlewu i poszła na górę, nie tykając nawet
torebki z krwią.
Gdybyś
tu był, pewnie powiedziałbyś, że mam się go słuchać. Nawet, że
powinnam się w nim na powrót zakochać. Żyć jak gdyby nigdy nic.
Nie płakać za Tobą. Jesteś idiotą.
Umyła
się, ubrała, rozczesała włosy. Na dół zeszła dopiero wtedy,
gdy Caroline zaczęła dobijać się do jej drzwi. Nie czuła potrzeby
pójścia na za zakupy, nauki, czy treningów z Jeremie'm czy Mattem.
Cała grupka czekała na nią na dole. Z jednym bonusem.
-Ezno
ma pomysł, jak wyciągnąć ich zza światów. Damona i Boonie. -
poinformowała ją Caroline, gdy tylko pojawiła się na dole.
Nie
ożywiła się. Nie chciała nadziei, która i tak prawdopodobnie
miała za chwilę zniknąć.
Siedzieli
do późnego wieczora, zdążyła się nawet skusić na torebkę z
krwią.
Ale
nic nie znaleźli.
Plan,
z którym przyszedł Enzo okazał się być niemożliwy do
zrealizowania. Tak jak myślała. Nie było nadziei. Straciła go.
Stracili ich.
Gdybyś
tu był, pewnie powiedziałbyś, że jesteśmy głupi. Że marnujemy
popołudnie próbując chronić Twój tyłek. Że nie możemy się
pogodzić z Twoim odejściem. Masz rację.
Wyszła
z domu. Chciała zaczerpnąć świeżego powietrza, pobyć trochę
sama. Biegła, a zaraz potem szła. Mijała ludzi patrząc w oczy
każdego z nich. Nic nie mówiła, nawet gdy słyszała burknięcie
jakiegoś nastolatka: „co
się gapisz?”.
Zawędrowała
do lasu, feralnego lasu, to
tamtego miejsca.
Chodziła po nim jakby go
szukając. Zaglądała
za drzewa mając nadzieję, że może go
zobaczy, że może on tylko czeka, aż ona się pojawi.
Nie
ma nadziei, Ty już nie wrócisz.
I
szła z każdym krokiem płacząc głośniej.
-Wróć
do mnie... Proszę...
-Elena?
Podniosła
wzrok. Zrobiła kilka dodatkowych kroków. Stał tam, w miejscu
śmierci Damona. Z burbonem w ręce. Był już trochę pijany.
Podeszła
do niego powolnym krokiem. Usiadł na ziemi, więc ona też usiadła.
Podał jej alkohol. Nie musiała się zastanawiać, wzięła butelkę
do rąk i pociągnęła z gwinta.
-Alaric...
Co Ty tu robisz?
Mężczyzna
wzruszył ramionami, pokręcił głową.
-Był
moim przyjacielem. Pił na moim grobie, więc właśnie się mszczę.
- zaśmiał się sucho. - Przychodził skarżyć się na otaczający
go świat. Gdyby teraz tu stał jak myślisz, na co by się skarżył?
Zamilkła.
Zaczęła szukać w swojej głowie wszystkich możliwych odpowiedzi.
Miała przed oczami listę długą aż do ziemi.
-Na
nic, Eleno. Na koniec dostał wszystko. - westchnął głęboko. -
Życie jest popieprzone. On jest popieprzony. - napił się z
butelki - Ale on wróci.
Pokręciła
głową.
-Naprawdę
tak myślisz? Naprawdę jeszcze w to wierzysz? Dlaczego?
-Bo
Damon zawsze znajdował sposób, by uprzykrzać innym życie.
Uśmiechnęła
się gorzko.
-Tym
razem nie jest to takie proste. - powiedziała cicho.
-Nic
prostego nie jest warte zachodu.
Uśmiechnęła
się delikatnie. Po raz pierwszy od jego śmierci była w stanie
wydobyć z siebie szczery uśmiech. Po raz pierwszy naprawdę nabrała
nadziei.
Siedzieli
tam długo, do samego rana. Nie płakała w samotności. Śmiała
się. Wierzyła. Czuła, że nie jest sama. I bardzo jej to
odpowiadało.
Gdybyś
tu był, powiedziałbyś, że jestem głupia. Że powinnam odpuścić.
A ja wtedy pocałowałabym Cię lekko, byś przestał gadać bzdury.
Gdybyś
tu był powiedziałbyś „Kocham Cię, Eleno Gilbert”. I
usłyszałbyś ode mnie „Kocham Cię, Damonie Salvatore, i wiem, że
znajdę sposób, by to nie były już tylko moje myśli.
~fin~
Moja pierwsza Delena... nie wyszło do końca tak jak chciałam, następnym razem postaram się trochę bardziej. ;)
Mi bardzo się podoba. Może dlatego, że Delena to mój ulubiony pairing z TVD...
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i pozdrawiam,
Tomione Salvatore