niedziela, 15 czerwca 2014

I can't live without you, I can't live without you, baby.


Każdy z dni dłużył się niemiłosiernie.
Pobudka późnym popołudniem. Śniadanie. Nauka. Obiad. Stefan, Jeremie i Caroline. Kolacja.
A potem noc. Najgorszy, a zarazem najbardziej wyczekiwany przeze mnie czas.
Mogę wtedy zamknąć oczy, wyciszyć się i zwyczajnie, samotnie myśleć.
Myśleć o tym, co mogę jeszcze zrobić.
I wspominać.
I płakać.
I czuć.
Nocami prawie nie sypiam. Dopiero nad ranem, gdy słońce już zacznie wschodzić, jestem zmęczona płaczem, tęsknotą, brakiem nadziei. I dopiero wtedy mogę zasnąć.
Minął pierwszy miesiąc po Twojej śmierci, a ja dalej nie mogę uwolnić się od wspomnień. Osaczają mnie, a ja nie chcę nie mam siły ich odciągnąć.


~~~


Elena Gilbert wstała dość wcześnie jak na swoje obecne standardy, wskazówki zegara nie zdążyły pójść daleko za liczbę 12. Na starą piżamę narzuciła szlafrok, ubrała kapcie i zaczęła powoli schodzić po schodach.

W salonie rodziny Salvatore'ów na pierwszy rzut oka było pusto, jednak dziewczyna dobrze wiedziała, że nie powinna dać się zwieść pierwszemu wrażeniu. Jednak tym razem na niewiele zdała jej się ta ostrożność, salon był całkowicie opustoszały.


Gdybyś tu był, pewnie piłbyś teraz burbon. Nieważne czy rano, czy wieczór, czy jest okazja, czy jej nie ma, dla Ciebie zawsze był powód do picia.


Poszła do kuchni, wzięła miskę do której nasypała starych płatków i wlała mleka. Usiadła przy stole i zaczęła grzebać łyżką w misce. Trochę jadła, trochę się bawiła.


Gdybyś tu był, pewnie śmiałbyś się z mojego śniadania. To takie ludzkie. Ale kiedyś jadłam to co ranek. Wtedy, kiedy jeszcze nie zdążyłeś pojawić się w moim życiu. Kiedy jeszcze nic do Ciebie nie czułam. Może dlatego to robię.


-Może wolisz to?

Uniosła wzrok dopiero po chwili, chciała dokończyć jedną ze swoich myśli. Stefan stał nad nią z ciemnoczerwoną torebką pełną świeżej krwi. Położył ją na stole i przysiadł się na krzesło obok dziewczyny.

-Musisz żyć. - powiedział zimno. - Musimy wszyscy zacząć naprawdę żyć. Musisz spróbować nie myśleć o tym.

-Mogę wyłączyć emocje. - powiedziała po chwili. - Stać się czymś pustym. Już raz to zrobiłam, nie myślałam, mogłam choć trochę się od tego uwolnić.

-Ale to nie jest rozwiązanie, dobrze o tym wiesz.

-Tylko dlatego jeszcze tego nie zrobiłam. - pokręciła głową.

Wstała, odstawiła miskę do zlewu i poszła na górę, nie tykając nawet torebki z krwią.


Gdybyś tu był, pewnie powiedziałbyś, że mam się go słuchać. Nawet, że powinnam się w nim na powrót zakochać. Żyć jak gdyby nigdy nic. Nie płakać za Tobą. Jesteś idiotą.


Umyła się, ubrała, rozczesała włosy. Na dół zeszła dopiero wtedy, gdy Caroline zaczęła dobijać się do jej drzwi. Nie czuła potrzeby pójścia na za zakupy, nauki, czy treningów z Jeremie'm czy Mattem. Cała grupka czekała na nią na dole. Z jednym bonusem.

-Ezno ma pomysł, jak wyciągnąć ich zza światów. Damona i Boonie. - poinformowała ją Caroline, gdy tylko pojawiła się na dole.

Nie ożywiła się. Nie chciała nadziei, która i tak prawdopodobnie miała za chwilę zniknąć.

Siedzieli do późnego wieczora, zdążyła się nawet skusić na torebkę z krwią.

Ale nic nie znaleźli.

Plan, z którym przyszedł Enzo okazał się być niemożliwy do zrealizowania. Tak jak myślała. Nie było nadziei. Straciła go. Stracili ich.


Gdybyś tu był, pewnie powiedziałbyś, że jesteśmy głupi. Że marnujemy popołudnie próbując chronić Twój tyłek. Że nie możemy się pogodzić z Twoim odejściem. Masz rację.


Wyszła z domu. Chciała zaczerpnąć świeżego powietrza, pobyć trochę sama. Biegła, a zaraz potem szła. Mijała ludzi patrząc w oczy każdego z nich. Nic nie mówiła, nawet gdy słyszała burknięcie jakiegoś nastolatka: „co się gapisz?”.

Zawędrowała do lasu, feralnego lasu, to tamtego miejsca. Chodziła po nim jakby go szukając. Zaglądała za drzewa mając nadzieję, że może go zobaczy, że może on tylko czeka, aż ona się pojawi.


Nie ma nadziei, Ty już nie wrócisz.



I szła z każdym krokiem płacząc głośniej.

-Wróć do mnie... Proszę...

-Elena?

Podniosła wzrok. Zrobiła kilka dodatkowych kroków. Stał tam, w miejscu śmierci Damona. Z burbonem w ręce. Był już trochę pijany.

Podeszła do niego powolnym krokiem. Usiadł na ziemi, więc ona też usiadła. Podał jej alkohol. Nie musiała się zastanawiać, wzięła butelkę do rąk i pociągnęła z gwinta.

-Alaric... Co Ty tu robisz?

Mężczyzna wzruszył ramionami, pokręcił głową.

-Był moim przyjacielem. Pił na moim grobie, więc właśnie się mszczę. - zaśmiał się sucho. - Przychodził skarżyć się na otaczający go świat. Gdyby teraz tu stał jak myślisz, na co by się skarżył?

Zamilkła. Zaczęła szukać w swojej głowie wszystkich możliwych odpowiedzi. Miała przed oczami listę długą aż do ziemi.

-Na nic, Eleno. Na koniec dostał wszystko. - westchnął głęboko. - Życie jest popieprzone. On jest popieprzony. - napił się z butelki - Ale on wróci.

Pokręciła głową.

-Naprawdę tak myślisz? Naprawdę jeszcze w to wierzysz? Dlaczego?

-Bo Damon zawsze znajdował sposób, by uprzykrzać innym życie.

Uśmiechnęła się gorzko.

-Tym razem nie jest to takie proste. - powiedziała cicho.

-Nic prostego nie jest warte zachodu.

Uśmiechnęła się delikatnie. Po raz pierwszy od jego śmierci była w stanie wydobyć z siebie szczery uśmiech. Po raz pierwszy naprawdę nabrała nadziei.

Siedzieli tam długo, do samego rana. Nie płakała w samotności. Śmiała się. Wierzyła. Czuła, że nie jest sama. I bardzo jej to odpowiadało.


Gdybyś tu był, powiedziałbyś, że jestem głupia. Że powinnam odpuścić. A ja wtedy pocałowałabym Cię lekko, byś przestał gadać bzdury.

Gdybyś tu był powiedziałbyś „Kocham Cię, Eleno Gilbert”. I usłyszałbyś ode mnie „Kocham Cię, Damonie Salvatore, i wiem, że znajdę sposób, by to nie były już tylko moje myśli.



~fin~


Moja pierwsza Delena... nie wyszło do końca tak jak chciałam, następnym razem postaram się trochę bardziej. ;)

1 komentarz:

  1. Mi bardzo się podoba. Może dlatego, że Delena to mój ulubiony pairing z TVD...
    Życzę dużo weny i pozdrawiam,

    Tomione Salvatore

    OdpowiedzUsuń