-Draco, z czym kojarzą Ci się święta?
Pansy ułożyła się wygodniej na
kolanach Zabiniego i spojrzała z uśmiechem na przyjaciela.
-Święta? - chłopak uśmiechnął się
lekko. - Kojarzą mi się z porannym wstawaniem...
-Paniczu Draco?
Skrzatka cichutko przecisnęła
głowę przez szparę w uchylonych drzwiach. Spojrzała na niewielkie
wybrzuszenie pod kołdrą i powoli weszła do środka.
-Paniczu Draco, już trzeba wstawać.
- powiedziała wesolutko podchodząc do najbliższego okna i
odsłaniając żaluzje zasłony.
-Idź sobie. Jeszcze 5 minut. -
wybrzuszenie mruknęło pełnym sprzeciwu głosem.
-Nie, nie, paniczu. - skrzatka
zachichotała. - Pani Narcyza prosi, by za 5 minut był pan na dole.
-Da mi prezenty? - chłopiec
otworzył szaroniebieskie oczy i popatrzył na Iskierkę.
-Nie, paniczu, prezenty będą
dopiero po kolacji.
-Łe. - mruknął chłopiec. - W
takim razie idę spać.
-Ale paniczu...
-Idź sobie!
Iskierka patrzyła na niego smutno
przez jakąś chwilę, lecz zdecydowała się spełnić jego prośbę.
Chciała zabrać mu z kuchni trochę pierniczków, jednak nie było
to konieczne. Chłopiec już po chwili stał przed lustrem i
poprawiał jasne włosy. Ubrany był w czarno-niebieską piżamkę i
puchowe kapcie. Uśmiechnął się do odbicia, po czym dosiadł
miotły, by być na dole jeszcze przed upływem pięciu minut
darowanych przez matkę.
-Ze srebrnym
kolorem i naturalnie prezentami...
Święta spędzał jedynie z
rodzicami, jednak mimo to, Narcyza bardzo poważnie traktowała owe
wydarzenia. Jedzenia było tyle, że starczyłoby dla każdego
Śmierciożercy, a prezentów – dla całego Slytherinu.
Draco zawsze podobał się taki stan
rzeczy. Choinka stała w centralnym miejscu w salonie, ubrana na
srebrno, przyprawiona dodatkowo czarnymi dodatami – jako
przynależność do rodów Malofoyów i Blacków. Srebro dominowało,
nie tylko na drzewku, ale także w całym domu, na ścianach,
podłodze czy suficie.
-Ubierz ten garnitur. - zarządziła
Narcyza patrząc na syna. - Ten, co kupiliśmy w zeszłym tygodniu. I
ten błękitny krawat, który miałeś rok temu. Iskierko, przynieś
Draconowi ubrania do jego pokoju. Idź już tam, kochanie. -
uśmiechnęła się, po czym na powrót zajrzała do swojej szafy.
Zdecydowała się na czarną
sukienkę ze srebrnymi zdobieniami, którą zawsze zostawiała tylko
na wyjątkowe okazje. Jej mąż również pilnował się
obowiązujących w jego domu kolorów – było to coś na kształt
tradycji.
Suto zakropiony stół, miliony
kolorowych paczuszek ze srebrnymi kokardami pod choinką, dźwięki
kolęd, iskrzące się srebrne lampki oraz trzy osoby przy stole. Tak
było co roku.
-Z opowieściami
jak to było kiedyś i przenoszenia tradycji do naszego domu...
-Zawsze siadaliśmy do stołu w
określonym porządku. Ojciec na głównym miejscu, matka po jego
prawicy, obok jakieś ciocie,wujkowie, a po drugiej stronie dzieci od
najstarszego do najmłodszego. Zawsze siedziałam obok Belli i zawsze
plotkowałyśmy na temat Andromedy i naszego kuzyna Syriusza. Już
wtedy wiedziałyśmy, że nie będzie z nich nic dobrego.
-A co się z nimi stało? - Draco
pytał już z czystej grzeczności, doskonale wiedział jak jego
ciocia i wujek skończyli.
-Andromeda już nie należy do
naszej rodziny, odkąd wzięła za męża jakiegoś mugola. A
Syriusz... Syriusz jest Azkabanie, kochanie. Obyś nigdy nie musiał
oglądać tego miejsca.
-Nie strasz go, Narcyzo. - odzywał
się Lucjusz. - W każdym porządnym czarodziejskim domu na stole
musi znajdować się porządny alkohol. U nas tradycją było, żeby
każdy członek rodziny napił się choć odrobiny, nawet dzieci.
Jesteś młody, ale jesteś Malfoyem, więc powinien to być dla
Ciebie wielki zaszczyt.
-Mhm...
-Z gadką ojca o
znalezieniu żony...
-Pamiętaj, Draco, czystokrwista
żona to podstawa. Mógłbyś spotkać się na przykład z
Dafne
Greengrass, moglibyście się zaprzyjaźnić, to piękna kobieta z
dobrego rodu...
Lucjusz
przerwał, gdyż Draco nie przejawiał ową dziewczyną nawet krzty
zainteresowania.
-W
końcu będziesz musiał sobie jakąś wybrać. - Lucjusz uśmiechnął
się lekko rozbawiony.
-Wybiorę.
- stwierdził Draco poprawiając krawat. - Ale będzie musiała mi
się spodobać. I kupować mi prezenty. Dużo prezentów.
Narcyza
zaśmiała się pod nosem.
-Ty
będziesz jej kupował prezenty, za to ona odpłaci Ci się trochę
inaczej.
-Jak?
-Dowiesz
się za kilka lat. - Lucjusz pokręcił głową. - Iskierko,
posprzątaj.
-No i wiesz, z
rodziną. Moim rodzicom wiele można zarzucić, pewnie wszyscy myślą,
że moje święta były puste i sztywne, ale bardzo je lubiłem. I
prezenty. Zawsze dostawałem co chciałem. A oni zawsze wiedzieli co
chcę.
-Pewnie Ci smutno,
że nie możesz z nimi ich spędzić?
-Jest, ale
rozumiem, że Czarny Pan nie życzy sobie świątecznej atmosfery w
Malfoy Manor. Tym razem zostaję w Hogwarcie, ale pewnie jeszcze
pogadamy przez kominek. - uśmiechnął się. - Bez nich nie będzie
świąt. Nawet Kevin by nie pomógł.
-Kevin?
-Aa. Nie mówiłem?
Święta kojarzą mi się jeszcze z filmem „Kevin sam w domu”.
Matka zawsze zmuszała mnie do oglądania przed snem.
-To nie jest
mugolskie?
-Mały chłopiec,
który pokonuje dwójkę bandytów? To magia.
~~~
Nie wierzę, udało się.,, Jestem dumna choćby z tego powodu, że wreszcie napisałam cokolwiek do końca. Sukces ;>
Wszystkim, którzy to czytają życzę zdrowych i pogodnych świąt spędzonych z rdoziną i bliskimi, bo to właśnie jest na święta najważniejsze ;)
Do zobaczenia niedługo.
Fajny rozdział. Taki świąteczny i szybko się go czyta :D Chociaż ja całkowicie inaczej wyobrażałabym sobie święta Malfoyów xD
OdpowiedzUsuń__________
http://przekleci-idealnoscia.blogspot.com/