„-Uciekasz od kogoś.
Pytanie tylko – od pana czy ukochanego?
-...
-Och, rozumiem. Pana i
ukochanego.”*
Kolejny zabity człowiek.
Kolejny zburzony dom.
Kolejne zniszczenia.
Szedł jeden, trzymając trzymetrową
maczugę w ogromnych łapach. Nic nie robił sobie z królewskiej
broni, na nic były strzały z luków, ataki nożami. Potrzeba było
stu zniszczonych domów, by jeden z nich padł zabity. Dwustu ludzi
na jednego ogra. A ogrów setki.
-Tato, musimy go wezwać, bez magii nie
mamy żadnych szans. - ciemnowłosa dziewczyna odwróciła wzrok od
okna.
Miała dość patrzenia na to wszystko.
Już wystarczająco te stworzenia zniszczyły jej życie. Mogła
zrobić wszystko, absolutnie wszystko, byle tylko odgrodzić je od
jej świata.
-Nie możemy. On... To samo zło. Nie
rozumiesz. Każda umowa ma swoją cenę. Umowy z nim kosztują zbyt
wiele. Jego nie obchodzi nasz lud, jedyne na czym mu zależy to zysk
i poniżanie ludzi. Takich ludzi nie zrozumiesz, Belle.
Ojciec załamywał ręce, a jej
narzeczony starał się udawać prawego rycerza. Każda kobieta w
okolicy wzdychała do ciemnowłosego amanta królestwa, lecz ten
obrał sobie za cel akurat księżniczkę. I to akurat tę, która za
nic miała sobie jego zaloty.
Faktem było, iż po latach
nieustannego ględzenia, w końcu przyjęła oświadczyny nie kryjąc
przy tym absolutnego i bezkompromisowego braku jakiegokolwiek zapału.
Gdyby nie brak matki, gdyby nie ojciec z rozszarpanymi nerwami i brak
ataku ogrów, nigdy, przenigdy nie powiedziałaby Gastonowi nawet tak
bardzo smutnego „tak”. Ale rzeczywistość kazała jej to
zrobić. I ojciec. Bo przecież po jego śmierci ktoś musiał
zasiąść na tronie.
-Nie mamy wyjścia. - prychnęła
zdzierając zasłony z okna naprzeciwko króla. - Spójrz, ojcze.
Twoi ludzie giną. A Ty tu siedzisz i czekasz aż ogry zrobią nam to
co mamie.
-Zamilcz. - przerwał jej wstając.
-Zawsze możemy mu odmówić. Ale
lepiej wezwać go nim będzie za późno.
-Niech tak będzie, Belle.
Potwór.
Nie spodziewała się, że to ona sama
będzie wyznaczoną przez czarnoksiężnika ceną. Ale był to jej
pomysł, jej odpowiedzialność. To niedługo miało być jej
królestwo. Chciała być bohaterką. Nie mogła zawieść już przy
pierwszej niedogodności. Tylko czy można stać się bohaterem z
wnętrza zamku Mrocznego?
Wątpiła. Ale jej królestwo musiało
być bezpieczne. Nawet jeśli już nigdy nie mogła go zobaczyć.
Wbrew pozorom praca wiecznej
gosposi u Rumpelstiltskin'a nie była wcale taka zła. Tęskniła za
ojcem, lecz gdy tylko nie musiała wysłuchiwać jak jej nowy Pan
(jak ona bardzo nie lubiła tego określenia) katuje kogoś, kto
dopuścił się zamachu na jego osobę, wtedy tęsknota przestawała
tak bardzo ją dotykać.
Mężczyzna chciał być dokładnie
takim, jak opisywał jej ojciec. Chciał być bezwzględny, nieczuły,
zimny i zdolny do wszystkiego. Cóż, nie twierdziła, że nic z tego
nie było prawdą. Było, nawet wszystko, ale nie zawsze, nie
wszędzie.
Wiedziała, że nie chciał jej bez
powodu. Potrzebował towarzystwa. Polubił ją, nawet pozwolił
zamienić ciemny loch na przyzwoitą komnatę. Podarował jej
bibliotekę, nie sprzedał jej cnoty za informacje. I mimo tego, że
do urody Gatsona było mu bardzo daleko, to z każdym dniem coraz
bardziej cieszyła się z odwołanych zaręczyn.
Bestia.
Każdy posiadał słaby punkt.
Wystarczyło zapytać o dziecko, by
Mroczny spiął się i zmienił nieco nastawienie. Widziała to. Ten
błysk w oku, złożenie dłoni czy upicie łyka herbaty z ulubionej,
wyszczerbionej filiżanki.
A więc syn, ten jego słaby punkt był
jej drogą ucieczki. Tylko nim była w stanie rozbić swoją
obietnicę: na zawsze. Mogła
wrócić do domu, mogła jeszcze zobaczyć świat.
-Więc pozwalasz mi iść do wioski?
Ufasz, że wrócę?
-Och, kochana. Liczę na to, że nie
wrócisz.
Nie chciał o nim mówić, nie chciał
nawet o nim wspomnieć. I przez to wydawał się jej jeszcze bardziej
intrygujący. Wiedziała, że syn stanowił najważniejszy element w
jego życiu, był tą stroną medalu, której nie chciał nikomu
okazać, był dokładnie tym, co było w stanie zniszczyć potężnego
magika.
Poszła, tak jak obiecała, chciała
uciec, by zagłuszyć walące serce.
Chciała wrócić do ojca, ale co
miałaby powiedzieć? Jak uniknąć ślubu? I nie zobaczyłaby
swojego Pana, Pana i ukochanego już nigdy.
Tchórz.
Chciała posłuchać opowieści o jego
synu. Chciała patrzeć w jego oczy i nie myśleć o niczym innym. Zdała sobie sprawę, że zapomniała o tęsknocie.
Że przez ostatnie dni, tygodnie, spała
spokojnie w swojej komnacie.
Że ostatnimi czasy nie siedziała
zapłakana i nie czuła tak mocno tej pustki, którą nosiło jej
serce od śmierci matki.
Patrząc na zdziwienie czarodzieja
czuła się jeszcze bardziej uradowana swoją decyzją o powrocie.
Wiedziała, że jest zakochana. Tak
prawdziwie zakochana.
A pocałunek prawdziwej miłości jest
w stanie przełamać każdą klątwę.
Mroczny.
Miłość ma wiele twarzy.
Niektórzy nie są w stanie podjąć
ryzyka. Zamykają ukochanych, każą im zniknąć i nigdy nie wracać.
Zapominają o nastającej wtenczas
pustce w sercu.
W zamku nastał mrok, porcelana została
pobita, wrzaski zdążyły ucichnąć. Roznosiło się tylko echo
dwóch zdań:
„Ponieważ nikt nie jest w stanie
mnie pokochać!”
„Na zawsze”
W jej przypadku na zawsze nie
miało tak silnego znaczenia. Trzeba przejść bardzo krętą drogę
by odzyskać miłość. A potem ją stracić i odzyskać ponownie.
Zawsze trzeba umieć się znaleźć.
Tak jak dostrzec wśród tony rozbitej
porcelany, jedną, małą, wyszczerbioną filiżankę.
~~~
* Once upon a time s01e12
Ostatnio mi nie idzie pisanie, a kończę w zasadzie wszystko za co się zabiorę. Nie powiem, niezbyt idzie mi pisanie o ludziach z seriali, ale jako, że jeszcze półtora miesiąca muszę czekać na powrót tego serialu, to nie mogłam się powstrzymać, by nie napisać czegoś o mojej ulubionej parze rumbelle.
Nie wyszło do końca tak jak chciałam, w pewnym sensie najzwyczajniej opisałam część odcinka, ale no naprawdę słabo mi idzie z serialami. Uhh... Przepraszam bardzo każdego, kto czyta tego bloga, na pewno się poprawię, teraz się zaczął jeszcze sezon osiemnastek mojego rocznika, za dwa miesiące i ja otrzymam dowód pełnoletności i na tę okazję na pewno coś przygotuję ;)
Myślę jednak, że napiszę coś wcześniej. Mam nadzieję ;>
Świetny ♥
OdpowiedzUsuń