Na początku powiem, że jest to miniaturka nieco inna niż poprzednie dłuższa.
Ogarnęła mnie atmosfera Halloween ;>
~~~
-Hermiona,
ile będziesz robiła robiła te uszy?
-Gin,
jak chcesz lustra to lepiej zrobisz idąc do Luny.
-Ona
sama go używa, w życiu go nie dostanę!
-To
idź do siebie, to konkretne zwierciadełko jest już zajęte do
końca wieczora.
-Nie mogę, przecież jestem już cała
w bladoniebieskiej farbie, nikt nie może mnie zobaczyć.
-To
poczekaj aż skończAAę.
-Zdążę
chyba umrzeć.
-Cóż,
wtedy przyczynię się do Twojego zwycięstwa w konkursie na
najlepsze przebranie.
-No
przesuń się chociaż...
-Nie,
to moje lustro.
-Idę
do siebie.
-Do
zobaczenia.
-Pff.
-No
idź już, przez Ciebie kreska wyszła mi zbyt gruba.
-Ej,
Harry, co to za strój?
-A,
to taki bohater, jak mieszkałem u Dursleyów to często czytałem o
nim komiksy.
-Komiksy?
Co to?
-Takie
jakby gazety z obrazkami, które się nie ruszają.
-No
tak, u mugoli nic się nie rusza. Co on właściwie takiego
heroicznego zrobił?
-Jak
każdy bohater, ratował świat.
-Myślisz,
że z tym wygrasz? Tutaj mało kto zna mugolskie postaci.
-Wygram,
zobaczysz. A Ty? Nawet nie do końca widać, że jesteś przebrany.
-To
stare ciuchy dziadka, mama mi je wysłała. Ciekawe co dostała
Ginny.
-Oby
nie frak. Dawaj, bo się spóźnimy.
-Masz
maskę?
-Ano
mam.
-Zazdroszczę.
-Pansy,
ile mamy jeszcze na Ciebie czekać?
-Draco
jakoś nie narzeka!
-Bo
on poprawia makijaż.
-Spadaj,
Blaise, to nie makijaż. Po prostu się dobielam. I to tylko dlatego,
że nasza kochana Ślizgonka jeszcze siedzi i maluje usteczka na ten
obrzydliwy kolor.
-To
róż, Draco. Za słodki dla Ciebie?
-Tak.
A Ty Blaise też mógłbyś trochę się dobielić.
-Ale
tego nie zrobię. Wyglądam doskonale.
-I
tak nie masz ze mną szans.
-No,
już jestem, moi chłopcy. Patrzcie i podziwiajcie, bo w tak krótkiej
spódniczce nie zobaczycie mnie aż do świąt.
-Szczyt
naszych marzeń.
~~~
Wielka
sala wyglądała niczym mugolski cmentarz z prosto z
najstraszniejszego horroru. Nad ziemią unosił się biały dym, z
nagrobków (czytaj: stołów) lała się krew, sufit ukazywał niemal
czarne niebo (czerń zakłócał jedynie księżyc w pełni), a
środek sali pozostawiony został na tańce. Jeden wielki kamienny
parkiet mający pomieścić uczniów z szóstego i siódmego roku.
Jednak
sala kryła jeszcze jedną magiczną sztuczkę, o której nie zdawał
sobie sprawy ani dyrektor, ani nikt za wyjątkiem sprawcy jeszcze nie
odkrytego zamieszania. A ta osoba siedząc wygodnie na swoim łóżku
tylko czekała, aż magia i Halloween połączą się w den wielki
haos.
~~~
-Ał...
te kły są strasznie niewygodne. - mruknął Draco kręcąc oczami.
- Nie wiem jak wampiry mogą trzymać to ciągle w ustach...
-Daj
spokój, Dracusiu, sam sobie wybierałeś kostium. - Pansy zawinęła
pasmo prostych włosów na palcu.
-Bo
jestem niemal wystarczająco blady, to było najprostsze rozwiązanie.
Mam też najdroższy kostium, trochę Twojego białego pudru i
wyglądam doskonale.
-Pożarłbym
mózgi. - stwierdził Blaise wzdychając. - Ale akurat nie dostrzegam
żadnego w pobliżu. - dodał patrząc na odzianą na różowo i
odzianego na czarno.
-Haha,
Zombini, jesteś przekomiczny. - prychnął Malfoy.
A
zaraz po prychnięciu wkroczył do Wielkiej Sali. A za nim Pansy i
Blaise.
I
kły przestały go uciskać. A jej spódnica już nie wydawała jej
się taka krótka, wręcz zachciała skrócić ją o kilka
centymetrów. A on naprawdę zaczął mieć ochotę na mózgi, i to
niekoniecznie takie, które leżały na nagrobkach (czytaj: stołach).
-Ej,
ale Dean, Seamus i Neville mieli na nas czekać! - mruknął Ron
poprawiając marynarkę.
-Mieli
dość obserwowania jak rysujesz sobie wąsa.
-No
wybacz, ale rudy wąs dziwnie by na mnie wyglądał. - Ron wywrócił
oczami.
-Ale
czarny Ci nie pasował... - Harry wywrócił oczami.
-Ty
masz maskę, to się nie odzywaj. A w ogóle to ten Twój bohater coś
robi?
-Ano
robi. Może wystrzeliwać pajęcze sieci, jest supersilny...
-Pajęcze?!
Harry, jak mogłeś mi to zrobić!?
-No...
eee... Zapomniałem...
-Zapomniałeś?
Nieważne, idziemy, chcę jak najszybciej zaprezentować mojego
brązowego wąsa.
-Ma
rudawe przebłyski...
-Cicho!
Jest brązowy. Idziemy.
Jednak
wąs po wejściu do Wielkiej Sali nie wydawał się być brązowy ani
trochę. Przeciwnie, był bardziej rudy niż włosy najmłodszego
męskiego przedstawiciela rodziny Weasley. A pajęcze sieci nie
zostały już tylko w komiksie, chcąc nie chcąc, młody Potter mógł
je zaprezentować ich tańce na parkiecie.
-Em,
Luna, za kogo się przebrałaś? - Ginny przechyliła głowę by
uważnie zlustrować przyjaciółkę.
-Za
Alicję. Tej z Krainy Czarów. - odpowiedziała dziewczyna lekko się
uśmiechając.
-Luna?
Znasz mugolskie książki?
-Mugolskie?
To dziewczyna z Żonglera, której biały królik ukradł zegarek i
dopóki go nie złapała to przytrafiały jej się same złe rzeczy.
- uśmiechnęła się.
Hermiona
nieco się zdziwiła.
-Więc
czemu masz tego królika na głowie?
-Bo
jak jest tam to już mnie nie ugryzie i nie spotka mnie nic złego. -
powiedziała blondynka jakby to było coś niebywale oczywistego. - A
Ty? Jesteś kotkiem?
-Czarnym
Kotem. - poprawiła Hermiona. - Choć w tym lateksie czuję się
nieco nieswojo.
-A
ja wreszcie dostałam się do łazienki. - zaśmiała się Ginny. -
Musiałam coś zrobić, żeby w tej sukni wyglądać dobrze.
-Więc
kim jesteś?
-Panną
młodą, która nigdy nie doczekała swojego księcia. Jestem trupem.
-Zgniłą
panną młodą? - zasugerowała Hermiona.
-Co?
W sumie ładnie to brzmi. Tak, tak będzie lepiej. - przytaknęła
rudowłosa i skierowała się do sali.
Wchodząc
poczuła dziwny zapach. Jakby zwłok. Lateks Hermiony przestał
wywoływać w ciemnowłosej zmieszania, a pluszowy króliczek na
kapeluszu Luny zdecydował się wyjść na mały spacerek.
~~~
Można
by rzec, że na sali pojawiło się mnóstwo dziwaków. Uczniowie o
ciemnozielonych twarzach rzucali w siebie zaklęciami śmiejąc się
w bardzo dziwny sposób. Niektórzy wyli do księżyca, inni błagali
o trochę wody, bo ogon zaczynał im schnąć. Było kilka diabłów,
jeden koń, mnóstwo poparzonych, bądź poranionych ludzi, a tylko
dwóch lekarzy. Szkielety urządziły sobie osobną imprezę tańcząc
„robota” na nagrobkach (czytaj: stołach), księżniczki szukały
swoich książąt, a dynie tylko czekały aż ludzie z nożami
zamiast palców zaraz zaczną je ciąć.
~~~
-Gdzie
pan ucieka, panie Spidermanie? - Rudowąsy mężczyzna spojrzał w
górę obserwując znikającego przyjaciela odzianego w
niebiesko-czerwony strój.
-Świat
może być w niebezpieczeństwie! Muszę go uratować! - odparł za
to człowiek-pająk.
Leciał
na jednej ze swoich sieci, przerzucał jedną za drugą, aż w końcu
ostał w jednym miejscu na środku ogromnego nieba Wielkiej Sali
wiszą do góry nogami na jednej ze swoich sieci.
-Co
tam robisz, Pajączku? - Kobieta odziana w lateks, z kocimi uszami i
czarną maską na twarzy w jednej chwili uśmiechała się do niego,
a już w następnej wbijała mu biały obcas w pierś.
Mężczyzna
pod wpływem kopnięcia zachwiał się i najzwyczajniej puścił
utrzymującą go linę.
-Tak
szybko się ze mną żegnasz? - zaśmiała się i zeskoczyła na dół.
Mężczyzna
upadł na jeden z nagrobków siejąc nieprzychylność wśród
kościotrupów. Dziewczyna wylądowała tuż obok niego i uniosła
lekko brwi.
-Co
z Twoim instynktem, Pajączku?
-Widocznie
znika, gdy na mojej drodze pojawiają się tak piękne panie.
-Uu,
czyżbyś mnie podrywał?
-Być
może.
-Za
Tobą!
Zamach
i zaraz dostał po głowie kością promieniową pozbawionej
jakiejkolwiek skóry czy mięśni.
-Ał.
- złapał się za głowę. - Coś zrobiła z moim instynktem?
-Odpowiem
Ci później, konkretnie u Ciebie w dormitorium, ale to zaraz po tym,
jak rozprawimy się z tymi bezmięśniowcami.
-Jestem
bardzo za.
Jej
cichutkie „hihi” można było słyszeć stojąc na drugim końcu
sali. Nawet zielonoskóra profesor McGonagall wraz z ogromnonosą
profesor Sprout co jakiś czas zerkały w jej stronę knując
rzucenie jakiegoś zaklęcia, które chociażby pozbawi ją głosu.
Ale akurat przygotowywały wywar żywej śmierci, i choć jego
przeznaczeniem miały być usta ogromnego, cytrynowego Dropsa
paradującego pośrodku parkietu to zdecydowały, że użyczą
dziewczynie malutkiej dawki.
Czrarnowłosa
barbie podciągnęła swoją spódniczkę odrobinkę wyżej, wciąż
czuła, że pokazuje zbyt mało. Chodziła wyprostowana i ze
sztucznym uśmiechem na ustach. Aż wpadła na pewnego mężczyznę.
-Piękna
panienko, ileż Ty kosztujesz? - zapytał mężczyzna.
Kobieta
zachichotała głupawo.
-A
ile pan by mi dał?
-Cóż,
nie wiem czy stać mnie na tak piękną panienkę.
-Więc
ile pan by mi dał? - wygięła się lekko w jego stronę ukazując
dekolt w niemalże pełnej okazałości.
-Choćby
cały mój majątek. - odpowiedział dotykając rudego wąsa palcami.
Laleczka
nieco się zarumieniła. I pozwoliła pokazać sobie portfel
rudowłosego mężczyzny we fraku. Portfel pełen galeonów.
Poruszał
się bardzo wolno szukając możliwości kolejnego najedzenia się.
Choć większość z nich mogła po prostu uciec to jednak czekali i
krzyczeli wiedząc co nadejdzie.
Akurat
szykował się do zjedzenia mózgu najbliżej stojącej królewny,
która już wyglądała na wyczerpaną uciekaniem.
Jednak
wciąż machała rękami i krzyczała wniebogłosy. To było bardzo
irytujące.
-Spokojnie.
- powiedział bardzo, bardzo wolno, tak bardzo, że nie była w
stanie zrozumieć nawet jednej sylaby. - Nie będzie bolało.
-Nie
będzie bolało. - usłyszał zdanie mówione bardzo podobnym tempem.
Królewna
wierciła się w tę i wew tę zasłaniając mu widok. Mógł zjeść
jej mózg, ale w tych momentach bardziej pragnął ujrzeć
właścicielkę pięknego głosu, który był w stanie dosłyszeć.
Inni
mówili o wiele zbyt szybko, na tyle szybko, że słyszał tylko „aa”
i nic poza tym. A nagle zrozumiał bez problemu calutkie zdanie. To
musiało być przeznaczenie.
I
po jakimś czasie wreszcie mu się udało ją dostrzec. Była niczym
nieżywa, blada z niebieską poświatą i rudymi, długimi włosami.
Była w długiej, ubrudzonej sukni ślubnej podartej na dole, jakby
ktoś próbował zjeść widniejące tam białe kwiaty.
Już
wtedy wiedział, że spotkał trupa swojego życia.
-Biały
Króliku! Biały Króliku! - blondwłosa dziewczyna zaczęła
krzyczeć na cały głos.
Westchnęła
głęboko i zaczęła szukać swojej zguby.
Sprawdzała
groby, kotły, zasłony, a nawet poncze z gałkami ocznymi (wywróciła
się przy tym dwanaście razy) Ale w środku nie było jej króliczka.
Zdecydowała się opuścić salę, by poszukać go w reszcie zamku.
Wiedziała, że dopóki go nie znajdzie, dopóty gonić ją będzie
stado kościotrupów i zombie, którzy tylko marzą, by dostać się
do jej jasnej główki.
Wyszła
na korytarz i powtarzając nieustannie „Biały Króliku!” weszła
do wieży astronomicznej.
Zauważyła
go. Siedział przy widoku na jezioro, widziała go, choć zdawało
jej się być zbyt ciemno by to dostrzec. Ale była pewna.
-Biały
Króliku, tu jesteś. Ile ja się Ciebie naszukałam...
Westchnęła
podchodząc do niego zrezygnowana. Ale królik wyciągnął tylko
zegarek, spojrzał na uciekające wskazówki i hop – skoczył
prosto w nicość nim dziewczyna zdążyła go dosięgnąć.
-Biały
Króliku! - krzyknęła, ale on już nie mógł jej dosłyszeć.
Westchnęła
po raz kolejny obserwując miejsce, w którym jeszcze przed chwilą
go widziała.
Aż
poczuła coś dziwnego.
Odwróciła
się na pięcie i zaczęła wpatrywać w otaczającą ją ciemność.
Wydawała się być bardziej ciemna niż wcześniej, ale dziewczyna
nie skłonna była przyznać tego sama przez sobą. Opanował ją
strach. Wiedziała, że znowu spotka ją coś złego. Tak właśnie
wyglądał pech.
Stanęła
znowu przodem do jeziora, czuła, że serce podchodzi jej do gardła.
Uniosła głowę wysoko i starała się nie okazywać ogarniającego
ją strachu.
A
chwilę później wrzasnęła czując wbijające się w jej szyję
wampirze kły.
~~~
-Hermiono...
- zaczął Harry nieco niepewnie spoglądając na wtuloną w niego
dziewczynę.
-Hmm?
- mruknęła nie poruszając się nawet o milimetr.
-Wiesz...
Ten lateks to był naprawdę dobry pomysł.
-Weasley?
-Parkinson?
-Co
ja u licha tutaj robię?!
-Nie
pamiętasz?
-Pamiętam.
A, właśnie. Dostałeś co chciałeś. Teraz płać.
-Ee...
- wyciągnął portfel. Zupełnie pusty portfel. - Przysięgam, że
tam było mnóstwo pieniędzy! W sumie to Twoja wina! Mogłaś brać
wcześniej!
-Pff.
Masz u mnie dług. Ale może pozwolę Ci spłacić go następnej
nocy. - zgarnęła z ziemi spódniczkę. - Nie jest ona za krótka?
-Nie,
skądże. Jest idealna.
-Chrapiesz.
-Twoje
włosy łaskotały mnie w nos.
-Jasne,
Ślizgoni zawsze muszą znaleźć jakieś usprawiedliwienie.
-Taki
mamy urok.
-Widać
to działa.
-Na
trupy?
-Jak
widać nie tylko.
-Też
to czujesz?
-Co?
-Ten
zapach. Weź już wywal tę suknię ślubną, kiedyś może kupię Ci
nową.
-Wschód
słońca Cię nie pali?
-Nie,
o dziwo nie. Mocno Cię ugryzłem?
-Trochę.
Myślisz, że stanę się wampirem?
-Nie,
nie jesteś aż tak blada.
-Zgubiłam
mojego królika...
-Tego
pluszaka? Mam go tu.
-O,
dlatego nie mam już pecha. Właściwie skąd go wziąłeś?
-Wrócił
tu żeby sprawdzić godzinę. Za tymi drzwiami jest najlepszy zegar w
całym czarodziejskim świecie. To jego chce Voldemort, nie Pottera.
~~~
Severus
Snape siedział uśmiechnięty w swojej komnacie. Kto by pomyślał,
że wystarczy kilka zaklęć, a uczniowie, nauczyciele i nawet sam
Dumbledore pogrążą się w chaosie. Bądź co bądź większość
została pobita, miała rany z powodu zaklęć, albo skarżyła się
na pewne braki mózgowe lub trafiła do Munga jako ofiary wywaru
żywej śmierci (nieudolnie przygotowanego). Ale nikt nie zginął.
Jednak
Severus był bardzo zadowolony nawet i z takiego obrotu sprawy.
W
końcu Nietoperz, którym stał się zeszłej nocy, zrobił furorę i
zasłużył na pierwsze miejsce w konkursie na kostium. A co za tym
szło?
Dokładnie
to, że teraz mógł sobie siedzieć z mugolskim popcornem przed
mugolskim telewizorem i oglądać cały zestaw jak najbardziej
niemugolskich horrorów.
~fin~
* Cytat Hitchcock'a
Pisałam tą miniaturkę ostatniej nocy, bo bardzo chciałam napisać co na halloween, a wiedziałam, że dzisiaj nie będę miała czasu - zabawa halloweenowa.
Jest trochę dziwna, ale jakoś mi się podoba, pewnie są błędy, ale chwilowo na to nie patrzę. Jestem zadowolona, bo wyszła znacznie dłuższa niż miała.
Wiem, że obiecałam drunę, ale to wyjątkowa sytuacja, choć drunę zawarłam xd
Moje ulubione parringi tu są: druna, blinny, harrmione i dransy. Ah, lubię to. ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz