piątek, 31 października 2014

„Daj im przyjemność – tę samą przyjemność, kiedy wybudzają się z koszmaru.” *


Na początku powiem, że jest to miniaturka nieco inna niż poprzednie dłuższa.
Ogarnęła mnie atmosfera Halloween ;>



~~~


-Hermiona, ile będziesz robiła robiła te uszy?

-Gin, jak chcesz lustra to lepiej zrobisz idąc do Luny.

-Ona sama go używa, w życiu go nie dostanę!

-To idź do siebie, to konkretne zwierciadełko jest już zajęte do końca wieczora.

-Nie mogę, przecież jestem już cała w bladoniebieskiej farbie, nikt nie może mnie zobaczyć.

-To poczekaj aż skończAAę.

-Zdążę chyba umrzeć.

-Cóż, wtedy przyczynię się do Twojego zwycięstwa w konkursie na najlepsze przebranie.

-No przesuń się chociaż...

-Nie, to moje lustro.

-Idę do siebie.

-Do zobaczenia.

-Pff.

-No idź już, przez Ciebie kreska wyszła mi zbyt gruba.





-Ej, Harry, co to za strój?

-A, to taki bohater, jak mieszkałem u Dursleyów to często czytałem o nim komiksy.

-Komiksy? Co to?

-Takie jakby gazety z obrazkami, które się nie ruszają.

-No tak, u mugoli nic się nie rusza. Co on właściwie takiego heroicznego zrobił?

-Jak każdy bohater, ratował świat.

-Myślisz, że z tym wygrasz? Tutaj mało kto zna mugolskie postaci.

-Wygram, zobaczysz. A Ty? Nawet nie do końca widać, że jesteś przebrany.

-To stare ciuchy dziadka, mama mi je wysłała. Ciekawe co dostała Ginny.

-Oby nie frak. Dawaj, bo się spóźnimy.

-Masz maskę?

-Ano mam.

-Zazdroszczę.





-Pansy, ile mamy jeszcze na Ciebie czekać?

-Draco jakoś nie narzeka!

-Bo on poprawia makijaż.

-Spadaj, Blaise, to nie makijaż. Po prostu się dobielam. I to tylko dlatego, że nasza kochana Ślizgonka jeszcze siedzi i maluje usteczka na ten obrzydliwy kolor.

-To róż, Draco. Za słodki dla Ciebie?

-Tak. A Ty Blaise też mógłbyś trochę się dobielić.

-Ale tego nie zrobię. Wyglądam doskonale.

-I tak nie masz ze mną szans.

-No, już jestem, moi chłopcy. Patrzcie i podziwiajcie, bo w tak krótkiej spódniczce nie zobaczycie mnie aż do świąt.

-Szczyt naszych marzeń.



~~~




Wielka sala wyglądała niczym mugolski cmentarz z prosto z najstraszniejszego horroru. Nad ziemią unosił się biały dym, z nagrobków (czytaj: stołów) lała się krew, sufit ukazywał niemal czarne niebo (czerń zakłócał jedynie księżyc w pełni), a środek sali pozostawiony został na tańce. Jeden wielki kamienny parkiet mający pomieścić uczniów z szóstego i siódmego roku.


Jednak sala kryła jeszcze jedną magiczną sztuczkę, o której nie zdawał sobie sprawy ani dyrektor, ani nikt za wyjątkiem sprawcy jeszcze nie odkrytego zamieszania. A ta osoba siedząc wygodnie na swoim łóżku tylko czekała, aż magia i Halloween połączą się w den wielki haos.



~~~



-Ał... te kły są strasznie niewygodne. - mruknął Draco kręcąc oczami. - Nie wiem jak wampiry mogą trzymać to ciągle w ustach...

-Daj spokój, Dracusiu, sam sobie wybierałeś kostium. - Pansy zawinęła pasmo prostych włosów na palcu.

-Bo jestem niemal wystarczająco blady, to było najprostsze rozwiązanie. Mam też najdroższy kostium, trochę Twojego białego pudru i wyglądam doskonale.

-Pożarłbym mózgi. - stwierdził Blaise wzdychając. - Ale akurat nie dostrzegam żadnego w pobliżu. - dodał patrząc na odzianą na różowo i odzianego na czarno.

-Haha, Zombini, jesteś przekomiczny. - prychnął Malfoy.

A zaraz po prychnięciu wkroczył do Wielkiej Sali. A za nim Pansy i Blaise.

I kły przestały go uciskać. A jej spódnica już nie wydawała jej się taka krótka, wręcz zachciała skrócić ją o kilka centymetrów. A on naprawdę zaczął mieć ochotę na mózgi, i to niekoniecznie takie, które leżały na nagrobkach (czytaj: stołach).





-Ej, ale Dean, Seamus i Neville mieli na nas czekać! - mruknął Ron poprawiając marynarkę.

-Mieli dość obserwowania jak rysujesz sobie wąsa.

-No wybacz, ale rudy wąs dziwnie by na mnie wyglądał. - Ron wywrócił oczami.

-Ale czarny Ci nie pasował... - Harry wywrócił oczami.

-Ty masz maskę, to się nie odzywaj. A w ogóle to ten Twój bohater coś robi?

-Ano robi. Może wystrzeliwać pajęcze sieci, jest supersilny...

-Pajęcze?! Harry, jak mogłeś mi to zrobić!?

-No... eee... Zapomniałem...

-Zapomniałeś? Nieważne, idziemy, chcę jak najszybciej zaprezentować mojego brązowego wąsa.

-Ma rudawe przebłyski...

-Cicho! Jest brązowy. Idziemy.

Jednak wąs po wejściu do Wielkiej Sali nie wydawał się być brązowy ani trochę. Przeciwnie, był bardziej rudy niż włosy najmłodszego męskiego przedstawiciela rodziny Weasley. A pajęcze sieci nie zostały już tylko w komiksie, chcąc nie chcąc, młody Potter mógł je zaprezentować ich tańce na parkiecie.





-Em, Luna, za kogo się przebrałaś? - Ginny przechyliła głowę by uważnie zlustrować przyjaciółkę.

-Za Alicję. Tej z Krainy Czarów. - odpowiedziała dziewczyna lekko się uśmiechając.

-Luna? Znasz mugolskie książki?

-Mugolskie? To dziewczyna z Żonglera, której biały królik ukradł zegarek i dopóki go nie złapała to przytrafiały jej się same złe rzeczy. - uśmiechnęła się.

Hermiona nieco się zdziwiła.

-Więc czemu masz tego królika na głowie?

-Bo jak jest tam to już mnie nie ugryzie i nie spotka mnie nic złego. - powiedziała blondynka jakby to było coś niebywale oczywistego. - A Ty? Jesteś kotkiem?

-Czarnym Kotem. - poprawiła Hermiona. - Choć w tym lateksie czuję się nieco nieswojo.

-A ja wreszcie dostałam się do łazienki. - zaśmiała się Ginny. - Musiałam coś zrobić, żeby w tej sukni wyglądać dobrze.

-Więc kim jesteś?

-Panną młodą, która nigdy nie doczekała swojego księcia. Jestem trupem.

-Zgniłą panną młodą? - zasugerowała Hermiona.

-Co? W sumie ładnie to brzmi. Tak, tak będzie lepiej. - przytaknęła rudowłosa i skierowała się do sali.

Wchodząc poczuła dziwny zapach. Jakby zwłok. Lateks Hermiony przestał wywoływać w ciemnowłosej zmieszania, a pluszowy króliczek na kapeluszu Luny zdecydował się wyjść na mały spacerek.



~~~



Można by rzec, że na sali pojawiło się mnóstwo dziwaków. Uczniowie o ciemnozielonych twarzach rzucali w siebie zaklęciami śmiejąc się w bardzo dziwny sposób. Niektórzy wyli do księżyca, inni błagali o trochę wody, bo ogon zaczynał im schnąć. Było kilka diabłów, jeden koń, mnóstwo poparzonych, bądź poranionych ludzi, a tylko dwóch lekarzy. Szkielety urządziły sobie osobną imprezę tańcząc „robota” na nagrobkach (czytaj: stołach), księżniczki szukały swoich książąt, a dynie tylko czekały aż ludzie z nożami zamiast palców zaraz zaczną je ciąć.



~~~



-Gdzie pan ucieka, panie Spidermanie? - Rudowąsy mężczyzna spojrzał w górę obserwując znikającego przyjaciela odzianego w niebiesko-czerwony strój.

-Świat może być w niebezpieczeństwie! Muszę go uratować! - odparł za to człowiek-pająk.

Leciał na jednej ze swoich sieci, przerzucał jedną za drugą, aż w końcu ostał w jednym miejscu na środku ogromnego nieba Wielkiej Sali wiszą do góry nogami na jednej ze swoich sieci.

-Co tam robisz, Pajączku? - Kobieta odziana w lateks, z kocimi uszami i czarną maską na twarzy w jednej chwili uśmiechała się do niego, a już w następnej wbijała mu biały obcas w pierś.

Mężczyzna pod wpływem kopnięcia zachwiał się i najzwyczajniej puścił utrzymującą go linę.

-Tak szybko się ze mną żegnasz? - zaśmiała się i zeskoczyła na dół.

Mężczyzna upadł na jeden z nagrobków siejąc nieprzychylność wśród kościotrupów. Dziewczyna wylądowała tuż obok niego i uniosła lekko brwi.

-Co z Twoim instynktem, Pajączku?

-Widocznie znika, gdy na mojej drodze pojawiają się tak piękne panie.

-Uu, czyżbyś mnie podrywał?

-Być może.

-Za Tobą!

Zamach i zaraz dostał po głowie kością promieniową pozbawionej jakiejkolwiek skóry czy mięśni.

-Ał. - złapał się za głowę. - Coś zrobiła z moim instynktem?

-Odpowiem Ci później, konkretnie u Ciebie w dormitorium, ale to zaraz po tym, jak rozprawimy się z tymi bezmięśniowcami.

-Jestem bardzo za.





Jej cichutkie „hihi” można było słyszeć stojąc na drugim końcu sali. Nawet zielonoskóra profesor McGonagall wraz z ogromnonosą profesor Sprout co jakiś czas zerkały w jej stronę knując rzucenie jakiegoś zaklęcia, które chociażby pozbawi ją głosu. Ale akurat przygotowywały wywar żywej śmierci, i choć jego przeznaczeniem miały być usta ogromnego, cytrynowego Dropsa paradującego pośrodku parkietu to zdecydowały, że użyczą dziewczynie malutkiej dawki.

Czrarnowłosa barbie podciągnęła swoją spódniczkę odrobinkę wyżej, wciąż czuła, że pokazuje zbyt mało. Chodziła wyprostowana i ze sztucznym uśmiechem na ustach. Aż wpadła na pewnego mężczyznę.

-Piękna panienko, ileż Ty kosztujesz? - zapytał mężczyzna.

Kobieta zachichotała głupawo.

-A ile pan by mi dał?

-Cóż, nie wiem czy stać mnie na tak piękną panienkę.

-Więc ile pan by mi dał? - wygięła się lekko w jego stronę ukazując dekolt w niemalże pełnej okazałości.

-Choćby cały mój majątek. - odpowiedział dotykając rudego wąsa palcami.

Laleczka nieco się zarumieniła. I pozwoliła pokazać sobie portfel rudowłosego mężczyzny we fraku. Portfel pełen galeonów.





Poruszał się bardzo wolno szukając możliwości kolejnego najedzenia się. Choć większość z nich mogła po prostu uciec to jednak czekali i krzyczeli wiedząc co nadejdzie.

Akurat szykował się do zjedzenia mózgu najbliżej stojącej królewny, która już wyglądała na wyczerpaną uciekaniem.

Jednak wciąż machała rękami i krzyczała wniebogłosy. To było bardzo irytujące.

-Spokojnie. - powiedział bardzo, bardzo wolno, tak bardzo, że nie była w stanie zrozumieć nawet jednej sylaby. - Nie będzie bolało.

-Nie będzie bolało. - usłyszał zdanie mówione bardzo podobnym tempem.

Królewna wierciła się w tę i wew tę zasłaniając mu widok. Mógł zjeść jej mózg, ale w tych momentach bardziej pragnął ujrzeć właścicielkę pięknego głosu, który był w stanie dosłyszeć.

Inni mówili o wiele zbyt szybko, na tyle szybko, że słyszał tylko „aa” i nic poza tym. A nagle zrozumiał bez problemu calutkie zdanie. To musiało być przeznaczenie.

I po jakimś czasie wreszcie mu się udało ją dostrzec. Była niczym nieżywa, blada z niebieską poświatą i rudymi, długimi włosami. Była w długiej, ubrudzonej sukni ślubnej podartej na dole, jakby ktoś próbował zjeść widniejące tam białe kwiaty.

Już wtedy wiedział, że spotkał trupa swojego życia.





-Biały Króliku! Biały Króliku! - blondwłosa dziewczyna zaczęła krzyczeć na cały głos.

Westchnęła głęboko i zaczęła szukać swojej zguby.

Sprawdzała groby, kotły, zasłony, a nawet poncze z gałkami ocznymi (wywróciła się przy tym dwanaście razy) Ale w środku nie było jej króliczka. Zdecydowała się opuścić salę, by poszukać go w reszcie zamku. Wiedziała, że dopóki go nie znajdzie, dopóty gonić ją będzie stado kościotrupów i zombie, którzy tylko marzą, by dostać się do jej jasnej główki.

Wyszła na korytarz i powtarzając nieustannie „Biały Króliku!” weszła do wieży astronomicznej.
Zauważyła go. Siedział przy widoku na jezioro, widziała go, choć zdawało jej się być zbyt ciemno by to dostrzec. Ale była pewna.

-Biały Króliku, tu jesteś. Ile ja się Ciebie naszukałam...

Westchnęła podchodząc do niego zrezygnowana. Ale królik wyciągnął tylko zegarek, spojrzał na uciekające wskazówki i hop – skoczył prosto w nicość nim dziewczyna zdążyła go dosięgnąć.

-Biały Króliku! - krzyknęła, ale on już nie mógł jej dosłyszeć.

Westchnęła po raz kolejny obserwując miejsce, w którym jeszcze przed chwilą go widziała.

Aż poczuła coś dziwnego.

Odwróciła się na pięcie i zaczęła wpatrywać w otaczającą ją ciemność. Wydawała się być bardziej ciemna niż wcześniej, ale dziewczyna nie skłonna była przyznać tego sama przez sobą. Opanował ją strach. Wiedziała, że znowu spotka ją coś złego. Tak właśnie wyglądał pech.

Stanęła znowu przodem do jeziora, czuła, że serce podchodzi jej do gardła. Uniosła głowę wysoko i starała się nie okazywać ogarniającego ją strachu.

A chwilę później wrzasnęła czując wbijające się w jej szyję wampirze kły.



~~~



-Hermiono... - zaczął Harry nieco niepewnie spoglądając na wtuloną w niego dziewczynę.

-Hmm? - mruknęła nie poruszając się nawet o milimetr.

-Wiesz... Ten lateks to był naprawdę dobry pomysł.





-Weasley?

-Parkinson?

-Co ja u licha tutaj robię?!

-Nie pamiętasz?

-Pamiętam. A, właśnie. Dostałeś co chciałeś. Teraz płać.

-Ee... - wyciągnął portfel. Zupełnie pusty portfel. - Przysięgam, że tam było mnóstwo pieniędzy! W sumie to Twoja wina! Mogłaś brać wcześniej!

-Pff. Masz u mnie dług. Ale może pozwolę Ci spłacić go następnej nocy. - zgarnęła z ziemi spódniczkę. - Nie jest ona za krótka?

-Nie, skądże. Jest idealna.





-Chrapiesz.

-Twoje włosy łaskotały mnie w nos.

-Jasne, Ślizgoni zawsze muszą znaleźć jakieś usprawiedliwienie.

-Taki mamy urok.

-Widać to działa.

-Na trupy?

-Jak widać nie tylko.

-Też to czujesz?

-Co?

-Ten zapach. Weź już wywal tę suknię ślubną, kiedyś może kupię Ci nową.





-Wschód słońca Cię nie pali?

-Nie, o dziwo nie. Mocno Cię ugryzłem?

-Trochę. Myślisz, że stanę się wampirem?

-Nie, nie jesteś aż tak blada.

-Zgubiłam mojego królika...

-Tego pluszaka? Mam go tu.

-O, dlatego nie mam już pecha. Właściwie skąd go wziąłeś?

-Wrócił tu żeby sprawdzić godzinę. Za tymi drzwiami jest najlepszy zegar w całym czarodziejskim świecie. To jego chce Voldemort, nie Pottera.



~~~



Severus Snape siedział uśmiechnięty w swojej komnacie. Kto by pomyślał, że wystarczy kilka zaklęć, a uczniowie, nauczyciele i nawet sam Dumbledore pogrążą się w chaosie. Bądź co bądź większość została pobita, miała rany z powodu zaklęć, albo skarżyła się na pewne braki mózgowe lub trafiła do Munga jako ofiary wywaru żywej śmierci (nieudolnie przygotowanego). Ale nikt nie zginął.

Jednak Severus był bardzo zadowolony nawet i z takiego obrotu sprawy.
W końcu Nietoperz, którym stał się zeszłej nocy, zrobił furorę i zasłużył na pierwsze miejsce w konkursie na kostium. A co za tym szło?

Dokładnie to, że teraz mógł sobie siedzieć z mugolskim popcornem przed mugolskim telewizorem i oglądać cały zestaw jak najbardziej niemugolskich horrorów.




~fin~




* Cytat Hitchcock'a

Pisałam tą miniaturkę ostatniej nocy, bo bardzo chciałam napisać co na halloween, a wiedziałam, że dzisiaj nie będę miała czasu - zabawa halloweenowa. 
Jest trochę dziwna, ale jakoś mi się podoba, pewnie są błędy, ale chwilowo na to nie patrzę. Jestem zadowolona, bo wyszła znacznie dłuższa niż miała. 
Wiem, że obiecałam drunę, ale to wyjątkowa sytuacja, choć drunę zawarłam xd 
Moje ulubione parringi tu są: druna, blinny, harrmione i dransy. Ah, lubię to. ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz